|
cynamoon.moblo.pl
Wiecie co jest najśmieszniejsze? Mimo całego bólu który mi zadał. Nieprzespanych nocy przekleństw z moich ust wypalonych fajek i codziennego płaczu gdybym mogła pozn
|
|
|
|
Wiecie co jest najśmieszniejsze? Mimo całego bólu, który mi zadał. Nieprzespanych nocy, przekleństw z moich ust, wypalonych fajek i codziennego płaczu gdybym mogła, poznałabym go jeszcze raz i powtórzyła wszystko od nowa.
|
|
|
'uwierz mi, gdyby któryś Cię dotknął, gdyby któryś chociażby w przelocie dotknął skrawka Twojej kurtki, wziąłbym siekierę i poucinałbym mu ręce. nie pozwolimy Cię skrzywdzić'/ i jak ich tu nie kochać?
|
|
|
objął mnie w pasie i z tym tak dobrze mi znanym błyskiem w oku, zaczął pocieszać. jego słowa uderzały w moje serce, niczym torpeda. jego dotyk wypalał w skórze bolesne blizny. wszystko odradzało się na nowo, wszystko wracało, a ja tak strasznie bałam się skutków. próbował na nowo otworzyć moje serce, próbowałam znowu w nim zamieszkać, choć na sekundkę, na chwileczkę, by znowu zrobić w nim niesamowity bałagan. i nawet jeśli, jeszcze kilka miesięcy temu oddałabym wszystko za takie chwile u jego boku, teraz wzrokiem nerwowo przeczesywałam plac w poszukiwaniu kogoś innego. w poszukiwaniu chłopaka, który dzień w dzień karmił mnie najczystsza postacią szczęścia. nie było już miejsca dla chwilowych substytutów, zmądrzałam, wiesz?
|
|
|
wszystko stało się tak szybko. wszystko potoczyło się tak nagle, tak niespodziewanie. nie mogłam patrzeć jak każdy z nich po kolei dostaję kolejną serię ciosów, nie mogłam patrzeć jak jeden z nich, ten którego tak uwielbiam, ląduje na ziemi okładany pięściami przeciwników. nie mogłam tak po prostu stac z boku, być biernym obserwatorem. ruszyłam między nich, chciałam pomóc, chciałam osłonić ich własnym ciałem. przecież znałam obie strony, obie były mi równie bliskie. nie chciało mi się płakać, nie czułam się słaba. wręcz przeciwnie. adrenalina napędzała mnie do walki, dodawała odwagi, kazała iść za głosem serca i bronić jak tylko potrafię, każdego z nich. nie pozwolili mi, odciągali na bok, przytulali, przyjaciółka starała się przemówić mi do rozsądku. ale nic do mnie nie docierało, w głowie zakodowane miałam jedno, by nic im się nie stało.
|
|
|
zostałam tu dla Ciebie. porzuciłam opcję wyjazdu z przyjaciółką, bo myśl, że mogłabym Cię nie widzieć kolejny tydzień była dla mnie zbyt bolesna. zmieniłam wszystkie swoje plany i podporządkowałam je pod Twoją osobę. to nic dla Ciebie nie znaczy? naprawdę?
|
|
|
jakie słowo perfekcyjnie opisze aktualną sytuację? jakie słowo nada idealny sens temu co mi zrobiłeś? hm.. wystawienie do wiatru? zwyczajne olanie mojej osoby? tak, to chyba dobre stwierdzenia. spodziewałabym się tego po każdym, tylko nie po Tobie. tyle już razu ktoś był ważniejszy ode mnie, tyle już razy ktoś zajmował moje miejsce, ale z Tobą? z Tobą myślałam, że będzie inaczej. że będę dla Ciebie numerem jeden, że stanę się najistotniejsza. a tutaj proszę, po tak długim okresie Twojej nieobecności, po tak męczących katorgach, zwyczajnie wystawiasz mnie dla kumpli. kumpli, których masz na co dzień, których może zobaczyć w dowolnej minucie dnia. nigdy nie chciałam tego powiedzieć, ale tak, zawiodłeś mnie. i w sumie wiesz? to już któryś raz z kolei.
|
|
|
przymierzałam następna z kolei sukienkę, znudzona i zmęczona żmudną czynnością. zauważając, że znowu rozmiar się nie zgadza poleciłam przyjaciółce, by zapytała o mniejszą wersję, gdy czyjaś ręka pojawiła się nagle zza kurtyny, trzymając na wieszaku białą koszulę. zaśmiałam się myśląc, że to pewnie kumpel w końcu nas odszukał. przecież dzień wcześniej mówiliśmy sobie, ze może się spotkamy. odsłaniając zasłonę nie wiedziałam jeszcze co na mnie czeka. nie wierząc własnym oczom pisnęłam uradowana, widząc, że to nie kumpel droczył się ze mną, tylko On, mój skarb, moje szczęście. rzucając mu się w ramiona nadal nie docierało do mnie, że on tu jest, ze już wrócił, że trzyma mnie w ramionach i nie puszcza. nie mogłam przestać się śmiać, myślałam, ze zaraz rozpłaczę się tutaj, w przebieralni, bo cały mój świat znowu nabrał sensu. odrywając się od jego ciała, spojrzałam na tak dobrze znaną twarz, tak dobrze znane oczy i dotarła do mnie prawda. całkowicie zatraciłam się w tej miłości.
|
|
|
dobrze jest mieć taką osobę, z którą każda chwila jest czymś wyjątkowym, która nadaje ponuremu dniu odrobinę słońca. przyjaciele, te słowo tak wiele dla mnie znaczy. bez nich nie przeżyłabym dnia, bez nich nie podniosłabym się z upadku, bez nich każda minuta na tym świecie stałaby się katorgą. to coś cudownego, gdy w sercu mam tę pewność, że są blisko, że mogę im zaufać, że staną w mojej obronie. spotkania są czymś naturalnym, są jak wdychany tlen. bez nich duszę się, nie umiem złapać jednego, głębokiego wdechu. przypominają mi anioły, które krążą wokół mnie, strzegąc i pilnując. gdy płaczę, otulają mnie swoimi skrzydłami, gdy się śmieję, wznoszą mnie wysoko, tuż do bram szczęścia. nie idą za mną, nie idą przede mną, ale idą obok, pewnie i wytrwale. i za to im dziękuję. dziękuję z całego serca, w którym ukryłam ogromne pokłady miłości, właśnie do nich. bez nich nic bym nie osiągnęła, bez nich bym poległa.
|
|
|
dawno się nie widziałyśmy. chodź, usiądź obok mnie, zajęłam Ci miejsce. daj rękę, chcę poczuć Twoją obecność, chcę poczuć, że jesteś tutaj, całkiem obok. nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, opowiadaj. przecież nie zjawiłaś się bez powodu, przecież zawsze uciekałaś nie dając mi się Tobą nacieszyć. oh, nawet nie wyobrażasz sobie ile radości sprawiła mi Twoja wizyta. widzisz? znowu się uśmiecham, a uśmiech dociera nawet do moich zielonych oczu. znowu się śmieję nie czując tego nieznośnego ukłucia, gdzieś wewnątrz mnie. znowu mogę odetchnąć pełną piersią. tak, to właśnie Ty tak na mnie działasz, Ty napędzasz mnie do życia. w moim sercu panuje taki bałagan, przyszłaś go posprzątać? czas najwyższy, kochanieńka. tyle czasu Cię nie było, stęskniłam się. słyszę tak dobrze znaną mi melodię. to zdrowe, miarowe bicie mego serca. naprawiłaś je. tylko proszę, obiecaj, że teraz zagościsz w nim na dłużej, dobrze? że nie odejdziesz niespodziewanie? proszę Cię, pozwól mi się Tobą nacieszyć.
|
|
|
mam wrażenie jakbym stała w miejscu, jakby moje stopy wrosły w ziemię, a wszystko dookoła po prostu wirowało. mam wrażenie, że wszyscy ruszają do przodu, a ja nie mogę, stoję w wciąż na starcie i choćbym nie wiem jak chciała, nie umiem zrobić choćby jednego kroku. krzyczę. krzyczę wniebogłosy prosząc o pomoc, ale nie słyszę żadnej odpowiedzi. stoję sama, tylko ja jedna. boję się samotności, boję się pustki, proszę, niech ktoś się nade mną zlituję. umrę, mnie nie można zostawiać samej. potrzebuję opieki, potrzebuje czyichś ramion, czyjeś obecności. zostałam stworzona, by opiekować się mną, by dbać o mnie, bo sama nie wiem jak żyć. ponownie próbuję wyrwać się z tej pułapki, próbuję drgnąć chociażby o milimetr, ale to na nic, to na marne. zrezygnowana zalewam się płaczem, a łzy spływające po moich policzkach rysują ścieżkę bólowi, który zostawia ślad na mojej duszy. zostałam sama, sama jak palec. a tego najbardziej się obawiałam, tego najbardziej chciałam uniknąć.
|
|
|
siedząc na trybunach próbowałam wyłapać jego sylwetkę wśród reszty drużyny.nie było to w sumie trudne i już po kilku sekundach mój wzrok zatrzymał się napawając jego widokiem.zmienił się.włosy pojaśniały i urosły,opadając w nieładzie na wysokie czoło.oczy w blasku słońca stawały się bardziej błękitne,a uśmiech?uśmiech był niezmienny.wciąż tak samo rozbrajający i tak samo cudowny.moje serce na chwilę przyspieszyło,pozwalając by uśpione uczucia na nowo ożyły.pomimo tylu dni rozłąki,pomimo starań i determinacji,on nadal żył gdzieś na dnie mego serca.patrzyłam na perfekcję jego ruchów i zastanawiałam się,dlaczego ten niepozorny chłopak tak mocno zawładnął moim światem,jak udało mu się sprawić,że całkowicie mu się oddałam?po chwili poczułam jak ktoś potrząsa moje ramiona i przerywa głęboką zadumę.uśmiechając się delikatnie otrząsnęłam się z nieznośnych myśli,odpędziłam je jak natrętną muchę,przypominając sobie że moje serce,od kilku miesięcy bije dla kogoś innego.kogoś kto na nie zasługuje.
|
|
|
|