Przez ogromne okno przebijały się z trudem promienie jasnego księżyca. Oświetlały jedyną postać w pomieszczeniu, która siedziała skulona na zimnym, marmurowym parapecie. Długie, lekko falowane pasma włosów opadły jej na twarz. Ogarnęła je drobną dłonią, zakładając za ucho. Spojrzała w szybę, ujrzawszy swoje odbicie. Na policzku zaszkliła jej się łza. Przymknęła powoli oczy po czym zasnęła. Nagle ktoś załomotał do drzwi. Dziewczyna gwałtownie zerwała się z parapetu, ocierając oczy czerwone od nocnych łez. Rzuciła się w stronę łóżka, prawie natychmiast zakrywając się kołdrą i aktorsko śpiąc. / amithiel powieść.
|