Odkąd pamiętam zawsze spadałam czterema literami, na miękkie poduszki. Przewracałam się, ale szybko ktoś mnie podnosił. Płakałam, ktoś przybiegał z chusteczką. Miałam problemy, ktoś je za mnie rozwiązywał. Rzadko miałam pecha. A jak już się trafił to za kilka dni, coś mi się poszczęściło. Kiedy widzę kominiarza, to zawsze mam szczęście. Mogłabym wleźć w polane pokrzyw, znając życie dziwnym trafem by mnie nie podrażniły. Jak pies prawie wyrwał mi skórę na udzie, wszyscy byli pewni, że będę mieć bliznę. Nie mam. Wszystko się zagoiło po miesiącu.
I pisze tylko dlatego, że to nie moja wina, że mam s z c z ę ś c i e. Tacy ludzie już się rodzą. Pod szczęśliwą gwiazdą. Widocznie padło na mnie. Nie rozumie, jeśli ktoś ma to za złe. Gdybym miała za co przepraszać, zrobiłabym to. Noszę w sobie podkowę. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Taka karma.
|