Sądziłem, że oddałem jej serce w stu procentach. Sądziłem, że zaakceptowała je takim jakim jest, z kilkoma ranami, trochę dziurawe i stłamszone, ale mimo wszystko wciąż bijące, bijące dla niej. Ciepło którym emanowało, nie zmieniło się w ogóle, było tak samo gorące jak dawniej, gorące jak wtedy, kiedy jeszcze było nie naruszone, bez skazy, idealne i nie zranione, sam dziwiłem się, że jest w stanie tak pokochać, po tylu potknięciach i porażkach jakie spotkało na swojej drodze. Uzależniło się od niej. Pragnęło jej wciąż więcej, jednak kiedy zaczęła się oddalać, poczułem jak słabnie. Zaczęło stygnąć, ciepło nie było już tak bardzo odczuwalne. Były momenty, kiedy czułem, że przestawało bić, kiedy z kolejną butelką wódki i fajkiem w ustach, prosiłem Boga o jej obecność wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałem./mr.lonely
|