Pamiętam swój pierwszy poważniejszy mecz wyjazdowy już w innym towarzystwie. Duma, która rozpierdalała mnie od środka kiedy mogłem iść równo z najlepszymi fighterami w stronę stadionu między czasie krojąc różne barwy innych klubów. Tamtego dnia doskierwał mi także strach, że sobie nie poradzę, że za szybko zdecydowałem się na tak poważny krok, w oczach najbliższych widziałem to samo. Zdzieranie głosu na trybunach, nie ważne było to jak się potem mówiło. Tamta wygrana naszej drużyny i hardcorowy powrót do domu. Tamtego dnia całe osiedle słyszało jak wracaliśmy, głośne okrzyki ku wygranej, szale w górze kiedy każdy z okien się wychylał by zobaczyć co się dzieje. Nikt nas nie uciszał i nie zwracał nam uwagi. Resztkami sił dochodziliśmy do własnych mieszkań, każdemu marzył się tylko długi i spokojny sen. Nim skończyła się pierwsza połowa już pojawiały się tematy co z następnym wyjazdem. Starsi nie protestowali, po walce chcieli nas zabierać ze sobą częściej na wyjazdy. | niby_inny
|