Biorę kubek gorącej herbaty, kładę na parapecie poduszkę i siadam na niej przykrywając się kocem. Niby zwykły wolny dzień. I chyba od tej 'wolności' nachodzą człowieka rozkminy. Rozmyślam nad ostatnimi wydarzeniami, sytuacją w rodzinie, chłopaku. I dlaczego kurwa w jednym momencie się to wszystko zjebało. Nie potrafię normalnie rozmawiać z rodzicami, w domu u rodziny czuję się jak w obcym domu a z chłopakiem, z którym nie spodziewałam się spięć - nadeszło takie, po którym nie umiem się pozbierać. A najgorsza w tym wszystkim jest myśl, że temu wszystkiego jestem winna ja. Bo któż inny. To ja mam kaprysy i nie słycham rodziców, to ja zrezygnowałam z cotygodniowych spotkań rodzinnych, to ja powoduje zazdrość u chłopaka. Taka jedna, drobna osóbka a powoduje tyle problemów. Własnych problemów. /k.m.n
|