- boisz się. - powiedział, kiedy już zamierzała się odwrócić i odejść. - nie wiem o czym mówisz. - zagaiła, kierując wzrok na każdego idącego przechodnia. - czyżby? - nie odpuszczał. złapał ją za nadgarstek, a drugą ręką uniósł jej podbródek, zmuszając zarazem do spojrzenia mu w oczy. - cholernie boisz się miłości, zranienia i monotonii. obawiasz się, że będę następnym gnojem, który cię zrani, starasz się nigdy nie poruszać tego tematu, udajesz, że cię to nie obchodzi, a tak naprawdę jesteś samotna i potrzebujesz troski. - stwierdził. jej oczy zaszkliły się od łez, które z trudem powstrzymywała przez ostatnie minuty. wtuliła się mocno w jego ramiona. - mam już dosyć samotności. - załkała, ściskając mocno rękawy jego bluzy. - od teraz nie musisz się o nią martwić. - zapewnił, tuląc ją mocniej do siebie. / tonatyle
|