Spotkali się, chciał z nią o czymś porozmawiać. Natychmiast się zgodziła, przecież w końcu tak długo się nie widzieli, tęskniła. Umówili się tam gdzie zwykle, tam gdzie zawsze byli sami. Przyjechał, choć spóźnił się z jakąś godzinę, godzinę, która dla niej trwała wieczność. Wysiadł z samochodu podszedł do niej i powiedział 'muszę Ci coś powiedzieć'. Powiedziała oschłe 'co' - podejrzewała najgorsze, choć w głębi serca miała jakąkolwiek nadzieje, że to nie to o czym myśli. 'No bo..' - zaczął. 'no bo' - powtórzył. Serce waliło jej jak opętane. 'no bo to nie ma sensu, to koniec'. Łzy spływały jej po policzkach. 'zrób coś dla mnie i nie placz'. Ona resztkami sił powiedziała 'Ty też zrób coś dla mnie, wypierdalaj stąd i już nigdy nie wracaj'. Był w szoku, wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Przyklęknęła i zaczęła płakać jak mała dziewczynka, On siedząc za kierownicą , również płakał. Nie mogli być razem przez Jego śmiertelną chorobę, choć kochali się do utraty tchu.
|