Potrafię udawać. Serio, udaję naprawdę zajebiście. Potrafię udawać, że nie jest mi przykro, kiedy serce pęka mi na pół. Że cieszę się, kiedy jestem niesamowicie rozczarowana, że mi nie zależy... I teraz nienawidzę siebie za to, że od początku gimnazjum robię w klasie za laskę bez uczuć. Taką, którą można spokojnie wykorzystać, a że jest mądra "i tak sobie poradzi" i wcale nie trzeba jej pomagać. Tylko, że ta dziewczyna cierpi, a nie potrafi się odegrać. Nie okazuje uczuć, bo nie chce żeby wszyscy wiedzieli co się dzieje w jej wnętrzu. Ale teraz chyba byłoby lepiej gdyby od początku uświadomiła wszystkich, że jest zajebiście wrażliwa i niesamowicie skryta, a do tego słaba, więc nie potrafi się bronić. W dodatku chce się uratować i udaje kogoś innego, żeby było jej łatwiej.Kogoś silnego, pewnego siebie. Klnie żeby nie płakać. Rzeczywistość co chwilę zanurza w niej pazury i po raz kolejny rani. To serce, to dumę, to ambicję albo rozrywa kontakty z bliskimi jej osobami. To chore.
|