Było zimno, kiedy wyszła z domu. Za zimno, ale już dłużej nie mogła wysiedzieć w pustych czterech ścianach. Samotność przygniatała ją niczym wielki głaz. Chłodne powietrze otulało jej delikatną twarz, oczy zaczęły łzawić. Ręce miała lodowate, była niczym królowa śniegu. Zimna, pozbawiona uczuć. Dobrze znała to uczucie, od dawna tak się czuła. Nie potrafiła kochać, współczuć, cieszyć się, płakać. Była marionetką w rękach Boga. Ktoś kierował tym, jak ma chodzić, jak ma żyć, a ona nie miała nic do powiedzenia. Ona już nie istniała. Jej nie było, jej dusza od dawna pragnęła wyrwać się z tego ciała i zrobiła to, przy najlepszej okazji, jaka się przytrafiła.
|