słońce niepewnie przecinało mgłę. kwiatki budziły się do życia. rosa ustępowała. - wciąż tu przychodzisz. - usłyszałam głos za sobą. nie odwracałam się. przymknęłam jedynie powieki, wysłuchując Jego coraz bliższym kroków. poczułam dłonie na ramionach, które po chwili zaczęły masować mi kark. delikatnie musnął wargami moją szyję. - przestań. - wydukałam ciężko, odsuwając się. - ile to już miesięcy? siedem? osiem? - zapytał, przewiercając mnie spojrzeniem. spuściłam wzrok. - od tamtego wieczoru, przychodzę tu dzień w dzień. witam każdy poranek. przychodziłam w zimę, wiosnę. przychodzę i teraz, w lato. minęło dziewięć miesięcy, bez trzech dni. tęsknię z każdą chwilą znacznie mocniej. nieustannie bronię się przed wspomnieniami. tęsknię, kocham, ciepię, a Ty nawet nie pamiętasz daty? nie kojarzysz dnia w którym złamałeś mi serce? - monologowałam, powstrzymując łzy. wybuchnął szyderczym śmiechem. - uważasz, że zdołałbym spamiętać daty wszystkich zerwań? - zagadnął, z tym błyskiem w oku.
|