Posadził mnie sobie na kolanach i objął ramionami. Silnymi, męskimi ramionami chroniącymi przed światem, dającymi poczucie bezpieczeństwa. Przekrzywił lekko głowę i wpatrywał sie we mnie z niesamowitą intensywnością,tymi swoimi zielonymi tęczówkami. Mój umysł, otumaniony alkoholem , bezbłędnie podpowiadał mi co robić, moje ciało pragnęło jego ciała. Nie mówiliśmy nic. Jego ślina miała smak domowego wina i gumy miętowej... a następnego dnia uświadomił mi, jak doskonale potrafi grać i że jest takim samym dupkiem jak cała reszta.
|