...gdy bez obietnic się żegnamy,
gdy umieramy z tęsknoty,
robimy niewytłumaczalne rzeczy.
Umieranie przed śmiercią przecież nie ma sensu.
Spakowałam walizkę. Obudziłam w Gdyni.
Powietrze było rześkie. A facet... marzenie.
Piliśmy cappucino. Mewy. Morze. Molo.
Skończyło się - wiadomo. Lazurowe niebo.
Słońce wzeszło, jak co dnia. Trochę za wysoko.
Było wietrzno i chłodno. Tulił mnie do siebie
jakbym była kimś ważnym "jesteś tylko dziwką,
którą lubią wiersze, oszustką... jeszcze jesteś..."
Co dobre mija szybko. Wróciłam do domu.
Trochę seksem zmęczona, a trochę podróżą.
Zasnęłam przed dwudziestą drugą. Ktoś dzwoni.
Budzi ze snu. Odbieram "Kochanie, umieram.
Bez Ciebie nie ma sensu. Wracam dziś do Bielska."
Pijemy capucinno. Gwar, Gołębie. Deptak.
Kto by Gdynię pamiętał..."jesteś tylko dziwką,
którą lubią wiersze, oszustką... jeszcze jesteś..."
Czasami niemo zadrży telefon w torebce,
z zapytaniem " Joasiu, czy odbierzesz wreszcie?
Pamiętasz? Mewy? Morze? I rześkie powietrze?
|