Dławiąc się łzami, spaceruję wieczorem wśród tych szarych bloków. Patrzę na dzieci, biegające po podwórku, ciesząc się każdą chwilą, bo mama pozwoliła im zostać pięc minut dłużej. Małe łobuzy skaczące po kałużach. Dzieciaki przyjaznie uśmiechające się do mnie, grając w gumę. I w odbiciu, na szybie sklepu gdzie kiedyś kupywało się lizaki, widzę mnie. Widzę wyrośnięte dziecko, nie radzące sobie z problemami dnia. Nie umiejące poradzić sobie z bezgraniczną miłością. Ktoś o sercu rozbitym na tysiące kawałeczków, ktoś kto bardzo chce je posklejać. Ale p oprostu nie umie. W głębi mała, smutna dziewczynka. Gdy byliśmy mali, marzyliśmy by być dorosłymi. A teraz?
|