|
nigdy nie pytaj mnie, kto jest osobą, którą kocham. po prostu spójrz w moje oczy. widzisz? tkwi w nich jeszcze namiastka jego uśmiechu. zwróć uwagę jak się uśmiecham, gdy tylko go zobaczę. ile euforii w moim małym serduszku wywołuje jego osoba. zauważ, jak posmutniałam, gdy straciłam go z pola widzenia. nie wnikaj, gdy na pytanie czy to on spuszczę głowę w dół i dam upust emocją w formie łez. gdy się dokładnie przyjrzysz, zobaczysz w tych słonych kroplach odbicie moich uczuć do niego. nie zrozumiesz mnie. nie przytulisz mnie tak jak on, nie sprawisz, bym Twoje oczy pokochała tak, jak jego błękitne tęczówki. nadal nie rozumiesz? nie jesteś nim.
|
|
|
|
Najboleśniejsza jest miłość bez wzajemności, miłość, której nikt nam nie oddaje, miłość, która jest, ale tak naprawdę jej nie ma. Takie uczucie dopływa tylko do połowy i dalej już nie może, nie da rady. Bo coś odpycha, coś nie chce, coś nie akceptuje, coś jest obojętne, coś postawiło granicę, której miłość nie może przekroczyć. Dociera do pewnego momentu i staje, nie zmierza dalej, nie dociera do serca drugiej osoby, po prostu zatrzymuje się i tkwi na samym środku niewidzialnej nici, znajdującej się pomiędzy dwojgiem różnorodnych serc. Przepycha się i buntuje, na siłę wchodzi tam, gdzie nie powinna, aż w końcu przestaje, odpuszcza i każdego dnia powoli umiera. Brakuje jej miejsca i możliwości rozrostu, dopełnienia drugiego serca, które powinno przyjąć tę dawkę. Właśnie dlatego tak bardzo to boli, uwiera gdzieś w środku i nie chce ruszyć się w żadną stronę. Ta miłość zostaje zupełnie sama, nietknięta, nienaruszona, niekochana. [ yezoo ]
|
|
|
chyba jestem masochistką. ustawiam budzik na 4:00 rano, a jako dzwonek ustawiam piosenkę, którą uwielbiasz. budzę się wtedy zapłakana, ale nie wyłączam go. siadam na łóżku i wchodzę w galerię, oglądając Twoje zdjęcia, których nigdy nie miałam ani odwagi, ani ochoty usunąć. powoli po policzku spływa mi pierwsza łza, a za nią druga, trzecia i kolejna. wyobrażam sobie wtedy, że jesteś obok i się ze mnie śmiejesz, tak jak zawsze. że właśnie łapiesz mnie za rękę i mówisz, że chyba nikt nie dopełnia się tak idealnie jak my. pamiętasz jeszcze, jak mnie całowałeś, a Ja przerywałam Ci, uśmiechając się? bo Ja nie mogę z pamięci wyprzeć chwil, gdy Twoje błękitne tęczówki bezwstydnie analizowały mój uśmiech. do tej pory pamiętam, jak nie chciałeś przy mnie pić, mówiłeś, że nie chcesz bym kiedykolwiek Cię takiego widziała. wolałeś odprowadzić mnie do domu, niż oglądać mecz z kolegami. pamiętasz to jeszcze? dziś został mi tylko ból, tworzący cholernie masochistyczny poranek.
|
|
|
wiesz co boli najbardziej? kiedy zdajesz sobie sprawę, że rozpoczyna się coś, co jest w stanie Cię zabić. uśmiercić ostatnią cząstkę nadziei, która jeszcze ostatnim tchnieniem pulsuje w Twoim poranionym sercu. patrzysz na niego i widzisz osobę, która jest w stanie wywołać u Ciebie najwspanialszy uśmiech, a zarazem doprowadzić do najgłębszej rozpaczy. najgorsze jest, gdy już w to wkroczysz. gdy zobaczysz mroczny świat kryjący się za jakimkolwiek uczuciem do tej osoby. to już koniec. nie możesz nic zrobić. to wysysa z Ciebie siły, zostawiając tylko martwą namiastkę człowieka. wciąż żyjesz, oddychasz i patrzysz, ale nie widzisz już nic, poza jego oczami, nie możesz oddychać, wiedząc, że on nie wdycha tego samego tlenu. powoli konasz, mówiąc, że miłość to przecież najpiękniejsze uczucie, jakiego można doznać.
|
|
|
pozwolił mi żyć nadzieją, oszukiwał moją podświadomość, mają pewność, że gdy to wszystko wyjdzie na jaw będę cierpiała. powtarzał mi " jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz? " a gdy przecząco kiwałam głową wpatrywał się we mnie swoimi przerażająco błękitnymi tęczówkami. gdy płakałam, był tuż obok mnie by złapać za rękę i podtrzymać, gdybym miała upaść. dałam się zwieść uczuciu, że ten człowiek, jest tym, który nie da mnie skrzywdzić. mówił do mnie " piękna " i uważał na każde swoje słowo, by tylko mnie nie zranić. dostarczał mi złudnego poczucia bezpieczeństwa i zawsze śmiał się z moich spalonych żartów. gdyby tylko chciał, mógłby mieć całe moje serce tylko dla siebie. dziś łączy nas jedynie przypadkowe spojrzenie na korytarzu. zniszczył mnie.
|
|
|
bo kiedy kochasz, nieważne czy pada deszcz czy świeci słońce. nie liczy się to, czy ładnie dziś wyglądasz, czy może masz zaczerwienioną twarz i potargane włosy. możesz akurat pisać wiersze nocą, lub brać prysznic. obojętne, czy właśnie siedzisz z przyjaciółką, czy z rodzicami. rozumiesz? kiedy kochasz, wszystko inne wydaje się być niczym.
|
|
|
wiesz co jest najgorsze? strach. kiedy chcesz do niego wrócić i wszystko naprawić, ale wiesz, że jeśli znów coś nie wyjdzie, będziesz cierpiała ze zdwojoną siłą. gdy ponad wszystko pragniesz być kochaną i miłością obdarowywać, choć czujesz, że ból rozczarowania mógłby Cię zabić. przecież powrotów nie ma. nie powinniśmy oglądać się za siebie. a jednak stoisz tu dziś przy mnie i mówisz, że to uratujemy. Twoje błękitne oczy znów stają się moim oknem na świat, a usta ucieczką od najgorszych problemów. powoli pragnę Twoich uczuć, zupełnie jak na początku. i wtedy cierpisz. uświadamiasz sobie, że którą drogę byś nie wybrała i tak zostaniesz zraniona. nie ryzykując stracisz go, na zawsze, a ryzykując możesz stracić siebie.
|
|
|
kiedy czuje się najgorzej? kiedy patrzę w jego roześmiane oczy i nie widzę w nich nic, prócz uczuć do niej.
|
|
|
- tato, masz facebooka! - no mam, a co Ty myślałaś, że Ja taki niemłodzieżowy jestem? - a czemu mnie nie zaprosiłeś do znajomych? - no Ola, weź! córkę mieć w znajomych? siara trochę. / hahaha, tatuś. ♥
|
|
|
pewnego dnia usiadłam na parapecie i szepnęłam Twoje imię. pewnego dnia zaczęłam tańczyć do Twoich ulubionych piosenek. raz nawet przyłapałam się na tym, że włosy zarzucałam na prawą stronę, bo mówiłeś, że kochasz widok mojej szyi. później było już tylko gorzej. zaczęłam śmiać się tak jak lubisz, a nawet pisać w zeszycie Twoje inicjały. aż któregoś dnia, zupełnie bez powodu, obudziłam się w środku nocy i zapłakałam. ' zależy mi na nim ' syknęłam, zaciskając wargi. odchyliłam głowę do tyłu, zamykając oczy. powiedziałam to, przyznałam się. przegrałam.
|
|
|
Wychodzę, rozumiesz? wychodzę, się wyprowadzam, Ja jestem zerem wiesz, ale przynajmniej Cię nie zdradzam! / 52 Dębiec.
|
|
|
|