 |
|
najgorsze jest to , że nie panujesz nad tym , gdy się od kogoś uzależniasz .
|
|
 |
moim ulubionym odgłosem jest Twój uśmiech.
|
|
 |
pamiętasz jak znosiłam więcej niż wszystko by Cię przy sobie zatrzymać? teraz siedzę i szyderczo zapominam o Twoim pierwszym 'kocham', monotonnie myśląc o ostatnim 'przepraszam'.
|
|
 |
a kiedy rozebrałeś mnie do naga z każdego z moich uprzedzeń, miałam wrażenie że nawet bóg wstrzymał oddech.
|
|
 |
kiedyś chciałam do Ciebie wpaść, na całe życie. a teraz zastanawiam się czy warto poświęcać się czemuś co mnie niszczy.
|
|
 |
wolę twój najgłośniejszy krzyk niż najcichsze milczenie.
|
|
 |
jeżeli odejdę to nie dlatego, że przestałam Cię kochać tylko dlatego, że zabrakło mi cierpliwości na to, aż dorośniesz.
|
|
 |
..całować Cię przez całą stronę. zaczynając od włosów na skroniach, a potem (dłuuugo) zabawić przy uszach, najpierw prawym, a potem lewym, z uwzględnieniem całej skomplikowanej rzeźby i detalu, a potem skupić się na oczach, takich wiosennych sadzawkach. a potem powędrować ustami przez nosek bardzo kruchy, aż do ust i najpierw długo je przepraszać za zachłanność, z którą się spotkają, bardzo się z nimi zaprzyjaźnić i delikatnie scałować z nich całą nie ufność i powściągliwość, zarówno wargi górnej jak i dolnej...
|
|
 |
..zawsze wyobrażałam sobie, że rano będę wstawać przed Tobą, otwierając drewniane okno w przyjemnym zapachu koszonej trawy. schodziłabym do kuchni by zaparzyć nam poranną kawę, żeby jeszcze chwilę móc nacieszyć się wspólnym widokiem przed wyjściem w świat, którego do tej pory nie umiem się nauczyć. Ty lekko odgarnąłbyś mi grzywkę z czoła , by przywitać się ze mną czule, jakbyśmy widzieli się ten ostatni raz. wszystko byłoby czasem, byłoby słońcem w odcieniu biszkoptu. odjeżdżałabym z myślą, że za kilka godzin kolejny raz będę umiała kochać się w tobie z kolejnym porankiem...
|
|
 |
..kiedy siadałam na skrawku łóżka patrząc jak śpisz, wierzyłam, że los ucieka w najpiękniejsze niespodzianki ujmując i dając nadzieję na lepsze. wieczorami szeptałam, że w słodyczy brakuje mi jedynie pewności, że rzeka nie wypłynie, że rękawiczki zawsze będą ciepłe w obu dłoniach. kosztowałam oblizując każdy z kolejnych przecinków w twoim towarzystwie. kropki, a nawet brzegi kartki zakłopotane w gorączce, uciekały między słowami zdławione, stumaniałe. nie potrzebowałam zdania, by określić jak bardzo pragnęłam stać w tym miejscu do ostatku. a czy kochane? tylko bez pieprzu i soli wiedziałam jak soczyście kocham wciąż żywe niewspomnienia...
|
|
|
|