 |
potrafisz patrzeć komuś w oczy i myśleć o kimś innym?
|
|
 |
moje ciało nie reagowało na Ciebie inaczej niż na innych, a mimo to nie wiem co mam bez Ciebie teraz zrobić
|
|
 |
PS. tak w ogóle to chyba nie mogę nazwać Cię mężczyzną, jesteś jeszcze tylko dzieckiem
|
|
 |
Wiesz, doszłam do wniosku, że nie chciałam Cię stracić, nie chciałam, żeby któraś z tych szmat mi Ciebie zabrała, chciałam, abyś nadal istniał w moim życiu, chciałam rozmów, mówienia Ci o wszystkim, postanowiłam zaryzykować, a teraz? Teraz po tym wszystkim i tak Cie straciłam, jest gorzej niż mogło być wtedy, okazałeś się stereotypem chłopaka - zwykłym chujem, ale przecież nie pierwszy raz się z tym spotykam, poradzę sobie bez Ciebie, dam radę, zawsze daję. Może kiedyś nawet Ci podziękuję, za to czego się nauczyłam podczas związku z Tobą, i powiem, że byłeś i zostaniesz już na zawsze ostatnim mężczyzną, któremu zaufałam.
|
|
 |
chciałam z Tobą być, a nie bywać
|
|
 |
spotykasz osobę, której nie widziałeś nie zliczoną ilość lat. na początku, przyglądasz jej się ukradkiem, albowiem 'wygląda znajomo'. nieśmiało się witasz, z nadzieją, że to TA, osoba. że nie wyjdziesz na desperata. odzywa się. Twoje bębenki wariują. poznają dawno nie słyszany głos. brzmi znajomo, a jednak tak obco. to zadziwiające jak niegdyś bliskie naszemu sercu osoby, są w stanie się od nas oddalić. potrafią zabrać cząsteczkę naszego serca bezpowrotnie. a gdy z powrotem ją dostajemy, nasze serce je odrzuca, uznając za nie pasujący już element układanki.
|
|
 |
Twoja ciepła dłoń, wpleciona w kosmyki moich włosów o poranku i szelest Twoich kruczo czarnych rzęs na poduszce, są najpiękniejszą pobudką we wszechświecie.
|
|
 |
trzymając kubek gorącej herbaty między kolanami dochodzę do wniosku, że nie chcę miłości. nie potrzebuję tych wszystkich uniesień, fajerwerków czy rzucania się pod tramwaj, w ramach ukazania aktu własnej rozpaczy.
|
|
 |
do dzisiaj nie wierzę, że potrafiłam przemilczeć Twoje błędy. że potrafiłam dla Ciebie, obedrzeć swoje marzenia z nadziei. do dziś, nie potrafię uwierzyć, że odszedłeś. wciąż się łudzę, że wrócisz ze swoim słynnym hollywoodzkim uśmiechem i powiesz, że zwyczajnie zabłądziłeś w drodze do kiosku.
|
|
 |
trzymając wypalającego się już do końca papierosa w swojej drżącej dłoni, siedziała na brzegu, krawężnika jednej z najruchliwszych ulic w mieście. deszcz padał jak oszalały. wstała, nietrzeźwo idąc przed siebie. jeden z samochodów, nie zdążył zahamować. uderzył ją z niesamowitą siłą. upadła. kierowca samochodu, cały roztrzęsiony wybiegł z pojazdu, krzycząc z zapytaniem czy żyje. - ujął w dłonie jej zakrwawioną twarz, po której spływały krople łez, wymieszane z jej ciemno - czerwoną krwią. - nic Ci nie jest?! - krzyczał, pełen amoku. - właściwie to jestem Ci wdzięczna. - wyszeptała, resztkami sił.
|
|
 |
niby drobna, krucha i nieporadna, a palący punkt w klace piersiowej, uniemożliwiający jej oddychanie, większy niż u nie jednego muskularnego mężczyzny.
|
|
|
|