 |
|
Znowu zostałem sam i jestem dumny z tego
mimo, że do bram trumny pukam ślepo i w pokale dna
gdy w upale dnia, temperatury na zewnątrz biegną za metą,
w maratonie, który natury inferno - tu pęka w szwach
|
|
 |
|
Na tysiąc bydląt ja i my, a mógłbym przysiąc dziś to ty i ty , jedna na milion"
|
|
 |
|
Co za wspaniały bal, och jak pięknie nam w tańcu
Tylko ty i ja, namiętnie tak, choć zabawa na krańcu
|
|
 |
|
alkohol, whisky i burbon i turbo
i towar i browary zapijane wódką
i to stary od paru dni i nie na krótko
aż zamknie ryj antonim i da mi usnąć..
|
|
 |
|
a ja wychylę dzisiaj szklankę, jedną, drugą, trzecią
w pół do czwartej, jeszcze w płuco przeciąg
i utop się w tej wannie tu poeto
mam płótno fajne, ale strugam dłutem beton
|
|
 |
|
i zabujasz się momentalnie, feromony tu nam skrajnie
dają w bandę, ale mam tupet - ej, wyjdziesz za mnie?!
|
|
 |
|
chcesz? oddam na chwile ci me wnętrze
abyś poczuł sztylet wbity w poczet nieszczęść
gdzie brocząc w mogile szaleństwem
sens zboczył na chwile by runąć następnie.
|
|
 |
|
nie chcę, cierpieć więcej, wiesz więcej łez nie chcę,
serce też bierzcie i jedzcie je!
to tylko chwile rozdrapane przez dreszcze
gdzieś tylko tyle nie udźwigną ich mięśnie
|
|
 |
|
gdy fosfor mi depcze przez wyniosłość serca
nim wyłączą go wreszcie i oślepnę
tak bardzo prosto odpłynąć w bezkres
czemu nie chce iść prostą linią po szczęście
|
|
 |
|
I tylko morza fale odpływają coraz dalej,
a w tobie pożar stale, palę mój talent
może na domiar [cii] tak doskonale
nie ma miłości ni wątpliwości wcale
|
|
 |
|
Kolory tęczy znów chwycę bez trudu
Bo życie to największy ze wszystkich cudów
|
|
 |
|
Dawne dni przepadły, odbijają się echem
Tych wszystkich twarzy z waszym wspólnym śmiechem
|
|
|
|