 |
Ile w nas nienawiści jest, ile miłości?
|
|
 |
Wyjdź z domu, spokój znajdź w powietrzu, w deszczu..
|
|
 |
Po prostu patrz, on dał Ci cały swój świat zamyka w dłoni mówi możesz go brać, niewierzysz?
|
|
 |
Wyszedł i długo biegł przed siebie żeby zgubić ten świat, nawet liczyłaś, że ci kogoś jest brak, nie wierzysz? Po prostu patrz, tak zbudowany jest świat; żeby coś dostać trzeba umieć też dać, nie wierzysz? Jego już nie ma i wolałabyś myśleć że ci się śnił, teraz chcesz go z powrotem, a przecież był.
|
|
 |
Dziś mówisz jest podły, ale myślisz o nim.. i jedyne czego masz za mało to silnej woli :)
|
|
 |
Nie rozumiem słów, którymi mówią do mnie inni. Ich pragnień, ich gestów i wyrazów ich twarzy. Ich prawdy, ich szczęścia, chyba nawet ich marzeń..
|
|
 |
nie ma nic piękniejszego niż moment kiedy w życiu pierdoli Ci się dosłownie wszystko, a Ty masz tą jedyną osobę na której możesz polegać. tą do której dzwonisz w środku nocy, a ona boso przybiega pod Twój blok bo z rozpędu zapomina o butach. przytula Cię. niby prymitywny gest, a potrafi zdziałać tak nie zwykle wiele. osoba, która potrafi doprowadzić Cię do ataku śmiechu chociaż od samego rana masz ochotę wybuchnąć spazmatycznym płaczem. ta, dzięki której przez chwilę zapominasz o bagnie w którym toniesz i zaczynasz się łudzić, że ten cały burdel ma jakikolwiek sens.
|
|
 |
- nienawidzę jak płaczesz kochanie. - powiedział z troską w głosie. - cudownie wyglądasz z nosem upapranym w tuszu, posklejanymi od łez rzęsami, ale mimo wszystko. patrzyła na niego swoimi orzechowymi tęczówkami, wypełniającymi się na nowo łzami. - jesteś piękna kochanie. nawet taka niewinna, rozhisteryzowana, roztrzęsiona. wtuliła się w niego. - jednak jeszcze piękniejszy jest fakt, że mogę wytrzeć te łzy swoim osobistym rękawem, maleńka.
|
|
 |
pukać to Ty sobie tym ptaszkiem w drzwi możesz, kochanie.
|
|
 |
i choćby ta dziwka zwana sercem miała przestać w odsieczy pompować mi krew i tak Cię stamtąd wydrapię. chociażby łyżeczką od herbaty.
|
|
 |
los czasami traktuje mnie w taki sposób jakbym co najmniej wykonała na nim brutalny gwałt w afekcie za przeszłość.
|
|
 |
nie znoszę momentu kiedy ode mnie wychodzisz zaraz po tym jak wieszam Ci się na szyi nie mogąc pożegnać się z Twoim oddechem na mojej twarzy. jak mantrę powtarzałam, żebyś został chociaż doskonale wiem, że to znikome bo i tak musisz iść. zostaję sama. siadam na łóżku na którym jeszcze chwilę wcześniej wyznawałeś mi dozgonną miłość. nienawidzę tej pustki, irracjonalnej tęsknoty za Tobą chociaż jeszcze nie zdążyłeś wyjść z mojej klatki. zostaję sam na sam z Twoim zapachem na mojej pościeli, na mojej skórze. skrupulatnie wąchając poduszkę odliczam sekundy do naszego kolejnego spotkania.
|
|
|
|