Czasem, ot tak, mam ochotę wstać, podejść do lustra, popatrzeć chwilę na swoje odbicie. A potem, z największą siłą na jaką mnie stać, uderzyć. By to, co zobaczyłam, rozbiło się na milion pojedynczych kawałeczków. I więcej już nie wróciło.
Czasem mam ogromną ochotę uciec gdzieś daleko od tego ulicznego zgiełku. Od tej sztucznej sympatii i pomocy. Od tych fałszywych uśmiechów i obrabiania dupy. Chcę być daleko od mojego codziennego życia. Chcę położyć się na trawie i z śnieżnobiałych obłoków układać Twoje imię. Chcę czuć się wolna i szczęśliwa, mimo tego że byłabym tam bez Ciebie. Całkiem sama.