|
kiedyś określiłabym nas jako whiskey z colą. dzisiaj jako pizzę z ananasem. myślę, że zrozumiesz.
|
|
|
najgorszym momentem w moim życiu był ten, kiedy moje wszystkie fikcyjne wpisy tutaj o zranionej miłości ziściły się w rzeczywistości kilka lat później. nasuwa się tutaj zdanie "uważaj o czym marzysz". a w tym wypadku "uważaj o czym piszesz".
|
|
|
kiedy ostatni raz zostałaś tak sakramencko zraniona, że umarłaś od środka, a twoje serce zostało potraktowane tak, że przypomina resztki rozmoczonych, pokruszonych herbatników na dnie kubka z gorącym mlekiem. wtedy obiecałaś sobie, że już nigdy nie dopuścisz do takiej sytuacji. więc nawet jeśli wpuściłaś kogoś do swojego życia, podejmujesz się tego pełnej świadomości i pewności, wiedząc, że już kolejny raz nie dasz się zranić, nie dasz się ponieść uczuciom bo wiesz, że kolejny raz tego nie przeżyjesz. i tak cudem było, że raz zmartwychwstałaś. więc piszecie, spotykacie się. trzymasz dystans, zadowolona z samej siebie. i w końcu przychodzi dzień, kiedy odblokowując telefon widzisz jego zdjęcie na tapecie, łapiesz się na tym, że słuchasz muzyki tej samej którą on ci puszczał pomimo tego, że wcale ci się nie podoba. a filmy które oglądasz to wyłącznie te które on ci polecił. i wtedy pojawia się pytanie czy to już jest ten moment, kiedy powinnaś uciekać?
|
|
|
O ile nie umrzesz w środku, przetrwasz wszystko.
|
|
|
Coraz trudniej można dostrzec w moich oczach ten blask, który zachwycał swoją intensywnością. Te szalone błyski, mówiące: "chodźmy coś zbroić" schowały się gdzieś za zasłoną ciemnych rzęs, opadających na nieco zbyt blade policzki. Dorosłość zmusza nasze serca i rozumy do walk. Dojrzałość zmusza nasze serca i rozumy do opanowania. Uśmiechamy się częściej, ale mniej szczerze, rzadziej przeklinamy, a nasze ubrania stają się bardziej stonowane. Jesteśmy coraz cichsi, ale w środku coraz głośniej kołaczą nam serca, które pomiędzy jednym a drugim łykiem kawy rozrywa jakaś tęsknota. Coraz łatwiej można dostrzec w moich oczach głębię, ale to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy, gdy milczę o tym, co boli i mówię o sprawach przynoszących nadzieję. Tak lepiej, uwierz.
|
|
|
Tamte lata powyżej zera przyniosły wiele doświadczeń. Rozczarowań i lekcji. Pierwsze miłości, kłótnie, intrygi i problemy, które wydawały się nie do przeskoczenia, a tak naprawdę były jak drzazga w palcu - niewielkie, ale bolesne, wymagające szybciej interwencji nim, jak w dominie, doprowadzą do posypania się wszystkiego.
Czasem chciałabym cofnąć się do tamtych lat, gdy największym zUem był sprawdzian z matematyki lub fizyki. Wtedy było fajnie, niczym się nie przejmowałam, a nawet jeśli, to udawałam, że nie, że jest dobrze.
Tamte lata minęły bezpowrotnie,
nie minęła tylko pasja.
|
|
|
"Dalej walczę przez ADHD, a drzwi są zamknięte są na amen, a mi tak lepiej, to dam kabel, a wy kłamiecie, bo znam prawdę i nie ściemniaj mnie, bo dzisiaj jestem ponad prawem. (...) Jeśli pora zdychać za nich, daj mi zapalić".
|
|
|
O cholera, się narobiło! "Dziwne rzeczy się dzieją". Historia toczy się na naszych oczach, ale zamiast brać bagnet na broń, musimy siedzieć w domach, czekać w półgodzinnych kolejkach pod sklepach. Coraz rzadziej patrzymy w oczy miastu, częściej w swoje wnętrze i nie zawsze zachwyca nas to, co widzimy. Człowiek jest zwierzęciem stadnym i czuję się jakoś dziwnie, gdy jestem w zamkniętych czterech ścianach. Na szczęście umysł wciąż mogę mieć otwarty. Tęsknię za pracą. Za rozgrywkami ekstraklasy. Za spotkaniami z przyjaciółmi. Szukam pozytywów i choć nie zawsze jest łatwo, staram się uśmiechać. Wiem, że to, co dzieje się teraz, to dopiero początek. Jest źle, będzie jeszcze gorzej, ale nie poddaję się. Taką mam zasadę od zawsze. Nawet, jeśli tęsknię za pierwszym tygodniem marca i tym, jak się wtedy czułam. Kto by pomyślał, że przez niecały miesiąc zmieni tak wiele i "wczorajsze" problemy będą tak mało istotne...
|
|
|
jestem desperatką. z brakiem jakiejkolwiek racjonalności. budzę się w środku nocy i biorąc szklankę mineralnej do dłoni pałętam się po całym domu z nadzieją, że w końcu zgubię Cię gdzieś po drodze. otwieram okno mojego pokoju na oścież nie zważając na deszcz. siadam na parapecie, zachłystując się chłodnym powietrzem. wpatruję się w księżyc, który jest równie beznamiętny jak Twoje źrenice na mój widok. wychylam się za okno. czuję jak wiatr lekko podwiewa moje włosy, a deszcz delikatnie uderza o moje powieki. świat z takiej wysokości w środku nocy, wygląda niezwykle. zapomnę tak jak obiecałam. pozbędę się podświadomości w której gościsz na stałe. poddaję się. z miłością nie wygram. kochałam Cię. dotrzymuję obietnicy. zapominam.' - przeczytał z trudnością rozmazane literki atramentu na kawałku papieru, leżącym na owym parapecie. znajdując ją ówcześnie martwą na chodniku przed jej własnym domem. sąsiedzi zeznali, że spadała z okna krzycząc jego imię.
|
|
|
kocham to rozkoszne drżenie mojego ciała, kiedy widzę go po raz pierwszy od tak dawna. powiedziałabym co wtedy czuję, ale takich rzeczy nie mówi się na głos.
|
|
|
wracając tutaj i czytając samą siebie, budzę każde wspomnienie jak niedźwiedzia z zimowego snu. i pomyśleć, że gdybym czytała to samo rok czy dwa wcześniej nie posiadałabym się z przeszywającego mnie bólu. natomiast dziś się uśmiecham na te same wspomnienia. z czasem łagodnieją, są wybrakowane. zostają wyłącznie jako te dobre. nie, czas nie leczy ran, ale pozwala zapomnieć o bólu. i przy okazji nasuwa się jeszcze jeden wniosek. dobre rzeczy w życiu zaczynają nas spotykać dopiero wtedy, gdy nabierzemy dystansu do tych złych.
|
|
|
Halo, jest tu jeszcze kto?
|
|
|
|