 |
pryskam się namolnie tym zapachem. uwielbiał go. napawał się jego drobinkami osadzonymi na mojej skórze. szeptał, wydychając gorące powietrze na moją szyję. dokładam kolejną dawkę truskawkowej woni, która z każdą minutą jest coraz mniej intensywna i żałuję tylko, że wspomnienia jego słów nie ulatniają się tak szybko.
|
|
 |
tamten uśmiech, plany wedle których nie powinien teraz znikać. resztki tuszu w okolicach oczu. bezproduktywne próby oderwania się od myśli o nim - nie zapomnienia, a zatracenia się choć na chwilę w innym świecie. ciche błaganie o spokój w kolejnej spazmie płaczu. "kocham Cię ciągle", które nie pozwala nawet drgnąć naprzód.
|
|
 |
Nie chcę wierzyć w słońce tuż po burzy, bo nadzwyczajnie go nie potrzebuję, nie potrzebuję ciepła promieni, czy tego, że znów będzie na parę chwil, by o zachodzie niepostrzeżenie stąd zniknąć. Nie potrzebuję nadziei na lepsze jutro, definicji szczęścia czy sprostowań uczuć, nie potrzebuję niczego, bo dziś, tak naprawdę nie mam już nic. / Endoftime.
|
|
 |
tamten odwyk od uczucia i desperacko ukochanych przez zmysły detali tego człowieka trwał dwa lata. ani w jednym dniu tamtego okresu nie czułam się tak jak teraz.
|
|
 |
z moich sukcesów ty będziesz moim mistrzostwem.
ty będziesz bóstwem droższym niż pieniądze.
|
|
 |
kiedy dziś upadnę przez nią,
jutro znowu wstanę dla niej,
to wiem na pewno.
|
|
 |
miłość do życia, jest jak toksyczny związek.
zdradzacie się wzajemnie wierząc, że będzie dobrze.
i chociaż mówisz, że jest kurwą, to nie oddasz jej za nic.
ranicie się wzajemnie, ale tak, żeby nie zabić.
|
|
 |
i zbliża się do mnie z namiętnymi ustami,
i mruczy, mógłbym tak słuchać jej godzinami.
|
|
 |
zapach twych balsamów wypełnia ten kwadrat.
to nostalgia w pełnym tego słowa znaczeniu.
|
|
 |
a ja jak kretyn wierzyłem w twoje szepty.
i byłem gotów oddać im się bez reszty.
|
|
 |
jestem sam, nie ma nas, tylko ja i te wersy.
|
|
|
|