 |
walczę o życie, ej daj mi szanse, nie skreślaj mnie i nie traktuj z dystansem
|
|
 |
Jest piątek, tydzień później, a deszcz ciągle pada. zasłaniam okna by zablokować dopływ światła. pod kołdrą chowam się od świata, samotność i ciemność jest dla mnie teraz idealna. Chciałabym wstrzymać dopływ powietrza albo od razu dopływ krwi do serca. Albo chociaż nie pamiętać o tobie i serio. Robię co mogę
|
|
 |
Nie opuszczam ludzi, jestem przy nich cały czas
Nawet, gdy mi prosto w twarz mówią najtrudniejszą z prawd
Ale szanuję tych, co odpłacają mi tym samym
Reszcie mówię nic prócz tego, że się znamy !!!
|
|
 |
Pierdolą coś o lojalności skurwysyny
Nawet nie chce mi się im pluć w oczy, bo szkoda mi śliny
|
|
 |
Tutaj codziennie uczę się, że nie ma uczuć
Jest tylko hajs, seks, hajs i trochę brudu
|
|
 |
Krzyczę: ”Kocham” i nic nie słyszę z powrotem
To nie może być miłość, to nie miłość, czy to miłość?
To nie może być miłość, to nie miłość, czy to miłość?
To nie może być miłość, to nie miłość, czy to miłość jest?
To nie może być miłość, to nie miłość, czy to miłość jest?
|
|
 |
Blizna podobno dodaje szlachetności
Przynajmniej walczyłem jak psy o kości, dość
Wyjaśniłem wątpliwości
Czuje dość miłości
Mam ja wyjeb gdzieś, o rząd wielkości
|
|
 |
Podobno uskrzydla
Czemu moje skrzydła usidla?
Co?
Czarnej rozpaczy samo dno
|
|
 |
Kiedy tak patrzysz,czas zatrzymał się.
A może chciałem żeby się zatrzymał, wiesz?
Ty wiesz czego chcę i nie mogę już wytrzymać.
|
|
 |
Nigdy więcej już Cię nie poczuję tak blisko siebie. Nigdy więcej nie położymy się w łóżku i nie zaczniemy rozmawiać o najprostszych głupotach. Nigdy więcej nie wymasuję Ci pleców. Nigdy więcej, bo zrezygnowałeś ze mnie po raz kolejny, a dla mnie to jasny bodziec do tego, by pójść naprzód i nie czekać na Ciebie, by nie dawać następnej szansy, bo nie potrafisz jej wykorzystać. Stoję jednak na niewielkim odłamie skały, a dowolny ruch równa się upadkowi. Bez Ciebie nie ma dobrej drogi, z Tobą - żadnej.
|
|
 |
Nic nie warte jest moje serce - zdewastowany organ do którego dołożyłeś kolejne rysy, rany które płonąc świeżym bólem złowieszczo zapowiadają, że nie zamierzają się zabliźnić. Nie ma znaczenia to, co szepcze tej czy którejkolwiek innej nocy, moja dusza. Ty już jej nie słuchasz, zatykasz uszy. Nie obchodzi Cię moje ciało i to, że łaknie Cię każdy jego skrawek. A ja nie mogę zrobić nic innego, niż po prostu puścić Twoją dłoń i to zupełnie nie ma znaczenia, że przed tym ruchem zwisałam nad przepaścią.
|
|
 |
Odchodzisz, podajesz mi jasny komunikat, konkretny argument, usuwasz się z mojego życia - potakuję głową i po prostu Cię puszczam. Zachowuję stoicki spokój i wtedy znów zarzucasz mi niewłaściwą reakcję, spodziewając się czegoś więcej - irytacji, żalu. Nic nie mówię, nie histeryzuję, mój zewnętrzny głos zagłuszył huk łamiącego się serca, coś rozbryzguje się po całym moim ciele - to nie krew, a cierpienie.
|
|
|
|