 |
on całował mnie w policzek na powitanie. on przytulał, gdy płakałam i rozmawiał, patrząc mi głęboko w oczy. mówił, że jestem dla niego księżniczką, skarbem i osobą, bez której nie przeżyje. on mnie nie kochał. / notte.
|
|
 |
spraw bym mogła Ci zaufać do końca, na zawsze. bo nie czuję się pewnie. troszcz się o mnie. muszę wiedzieć, że jestem Ci potrzebna. przytulaj mnie bez powodu, znienacka. ubarwiaj mi każdy dzień i całuj bez opamiętania. chcę wiedzieć, że znaczę dla Ciebie więcej niż wszystko. / notte.
|
|
 |
chcę, żeby mnie kochał, żeby za mną biegał, żeby dzwonił, przychodził pod dom i był cholernie zazdrosny. chciałabym, żeby poszedł ze mną choćby do piekła, a ja? będę dla niego raz zła, a raz dobra. przecież nikt nie mówił, że będzie lekko. / notte.
|
|
 |
nie był wszystkim. miałam jeszcze wiele innych ważnych dla mnie osób lub rzeczy. miałam rodzinę, przyjaciół, zainteresowania, marzenia i pasje, natomiast on, każdej czynności, każdemu dniu, nadawał sens. / notte.
|
|
 |
|
zapomniałam o tobie , nie spierdol tego .
|
|
 |
kiedyś zatęsknisz. a ja? nie zrobię nic. przecież tej cholernej obojętności nauczyłam się od ciebie. / notte.
|
|
 |
- mogę patrzeć w twoje oczy godzinami. - tsa. od kiedy oczy mam w cyckach? / notte.
|
|
 |
mimo, że nigdy nie miałam cię przy sobie, bałam się. cholernie się bałam, że cię stracę. obawiałam się, że nie będę mogła patrzeć na ciebie, gdy mijamy się na przejściu. bałam się, że odwrócisz wzrok, że nie spojrzysz, że będziesz obojętny. bałam się, że nigdy nie napiszesz i nie spytasz co u mnie, czy sobie radzę, a ja, jak zwykle odpowiem, że jest całkiem spoko, choć w środku rozrywa mnie na tysiące części. chwilę później zaczniesz opowiadać o swojej dziewczynie, a ja jak zwykle, będę życzyć ci szczęścia i powodzenia. to wszystko będzie takie sztuczne, takie udawane, a ty nie zorientujesz się, że to wszystko jest wymysłem mojej wyobraźni, że tak naprawdę chciałabym, żebyś był, tutaj, przy mnie. przecież nie wymagam wiele. proszę. tylko mnie kochaj. / notte.
|
|
 |
|
faceci są od innego Boga.
|
|
 |
cz. 1. byliśmy na tej samej imprezie. stał oparty o ścianę i mierzył mnie wzrokiem. czułam jak przeszywa mnie na wskroś. nie odwróciłam się. nie chciałam patrzeć w jego oczy. nie chciałam widzieć spojrzenia, którym mnie piorunował. chwilę potem, ktoś złapał mnie z rękę i mimowolnie odwrócił. ten błysk w oku, to spojrzenie i arogancki uśmiech. patrzył na mnie z miłością w oczach. - odstaw to, musimy pogadać, powiedział, łapiąc szklankę z sokiem. - my już nie mamy o czym, rzuciłam z pogardą w głosie. szarpnął mnie i wyprowadził z budynku. nie stawiałam oporów. tak bardzo chciałam słyszeć jego głos i widzieć sposób w jaki na mnie patrzył. - nie wiem, dlaczego tak naprawdę tutaj przyszedłem, przecież nas nic nie łączy, a ja mam już inną... - przyszedłeś tutaj, żeby popsuć mi wieczór i moment w którym, mogłam tak po prostu o tobie nie myśleć? przerwałam mu w pół zdania. - nie. przyszedłem tutaj, żeby właściwie... - właściwie co? określ się. to jest żenujące, krzyczałam.
|
|
|
|