 |
|
potem zabijali tą miłość jak tylko się dało.
|
|
 |
|
nie oczekuję wielkich wyznań ani obietnic. powiedz mi tylko jak bardzo kochasz mnie do utraty tchu, w dzień, w nocy i między nimi. i obiecaj siebie tylko do załamania się nieba.
|
|
 |
|
stojąc przy Tobie,
słyszałam jak
zamykasz oczy.
|
|
 |
|
tchnij we mnie życie. odśwież, przewietrz.
|
|
 |
|
razem mamy siłę nie do przebicia.
|
|
 |
|
chcę pić z Tobą wódkę do rana.
słuchać jak w milczeniu opłakujesz świat.
|
|
 |
|
uśmiechała się do niego. czym jest uśmiech?
światłem przez gwiazdę posłanym gwieździe,
zapachem, który trawy wiąże w brzęczącą łąkę.
łagodny kolor zieleni, kolor jej oczu wplątał się
jego palce. trzymał w ręce rozszeptane ciało łąki.
trawa ciękim, wąskim kształtem opowiadała o jej oczach
patrzących nieskończenie. uśmiechał się do niej.
|
|
 |
|
rankiem zawsze będę smutna bo lukrecja pachnie pięknie tylko nocą.
|
|
 |
|
lustro wisi luźno na ścianie, mijam je bokiem,
mówię 'cześć'.
|
|
 |
|
opowiedz mi jak beze mnie jest.
|
|
 |
|
kondom jest współczesnym pantofelkiem kopciuszka. zakładasz go, gdy widzisz nieznajomego, tańczysz całą noc, a później go wyrzucasz. to znaczy, kondoma, nie nieznajomego.
|
|
 |
|
dzisiaj znów się zawiodłam. kolejny raz domyślałam się rozczarowania, ale mimo wszystko czekałam.
niepotrzebnie, jak zawsze.
|
|
|
|