 |
|
szeroko pojęty rozpierdol
|
|
 |
|
bez mrugnięcia okiem można zostawić
|
|
 |
|
budzisz się rano a w źrenicach jeszcze resztki wczorajszego słońca. to tęsknota, wiesz?
|
|
 |
|
kocham cię, a ty jesteś taki beznadziejny
|
|
 |
|
paliliśmy, piliśmy. nie dało się nie pić, najgorzej podobno jest wytrzeźwieć. wtedy wszystko wrzyna się w mózg jak żyletka
|
|
 |
|
boli mnie brak ciebie, nie sądziłam, że aż tak. że aż tak bardzo i bez wyjścia
|
|
 |
|
ja mam to gdzieś, mi się rozładowała bateria, telefon mi się rozładował, głowa mi się rozładowała. de namber ju ar trajink tu ricz iz katrently anawejlybl, pliz dont trajn egejn lejter
|
|
 |
|
i znów zaczęliśmy się spotykać. jak gdyby nigdy nic. nasz związek zaczął nabierać specyficznego posmaku. coś pomiędzy tanim romansem a wyrafinowanym lawirowaniem między kolejnymi kłamstwami.
|
|
 |
|
cholera mógłbyś przynajmniej zadzwonić i powiedzieć, będę później, będę rano, będę za trzy dni
|
|
 |
|
mam abstrakcje w głowie i sny o spacerze z tobą po ulicach miasta
|
|
 |
|
cholernie cię potrzebuję, ale nie mów nikomu
|
|
|
|