 |
przychodził - przychodził z czekoladą ukrytą za plecami, kiedy miałam zły humor, z miśkiem lub kwiatami, kiedy wypadało jakieś święto, choć zazwyczaj owe "święto" unaoczniał sobie sam, ze łzami w oczach, gdy sobie nagle, ni stąd ni zowąd, nie radził. karmił mnie swoim bólem, ja częstowałam Go wylewnymi zażaleniami na los. scałowywał moje cierpienia, obiecując, iż kiedyś wszystko stanie się proste i już nic nie stanie nam na przeszkodzie. marzył. opowiadał mi o przyszłości, o sobie i o mnie, i o naszych dzieciach, i o obiadach, które potulnie przygotuję - czego wizja za każdym razem kosztowała go przyjęciem uderzenia w żebro. i ten dzień. parny, letni poranek, ptaki rozpoczynające swoje arie, wspinające się słońce. Jego wargi, jak zwykle ułożone w uśmiech. i oczy, zamknięte oczy. zawsze opisywałam też oddech: ciężki, przyspieszony, gasnący, słaby. lecz Jego oddech już nie drażnił mojego policzka.
|
|
 |
druga w nocy. dym z papierosa nagle zamiast uspokajać, zaczął dusić. wódka paliła w gardło, zamierała w nim, zaciskała się na krtani. krzyczałam, lecz wciąż panowała grobowa cisza. nagle ten łoskot w piersi, nagle wspomnienia wypełzające z każdego kąta, zaklęte w każdym płatku kurzu, w każdym milimetrze sześciennym powietrza.
|
|
 |
- wyrzuć to, nie będę się powtarzał. - mruknął z gniewem, wiercąc mnie spojrzeniem na wylot. czekał, a ja jedynie zaśmiałam Mu się w twarz. - chcę nabyć tego cholernego raka płuc. chcę, choć ten jeden raz, być taka jak reszta, nie wyróżniać się. na coś trzeba umrzeć, nie? a ja bardzo, bardzo nie chcę, żeby po mojej śmierci wspominali: "ta, która umarła z miłości", bo dla mnie to raczej: "umarła przez Ciebie". - zaciągnęłam się podczas, kiedy mruknął coś o tym, że bredzę. - nie mogą kojarzyć mnie z Tobą. niech kojarzą mnie z tym rakiem, z fajkami i zdemoralizowaniem, bluzgami i wyparzonym językiem. byle nie z Tobą. nie z człowiekiem przez którego nie warto, wręcz nie wolno umierać, a który zrobił wszystko, by nie było najmniejszego sensu, aby żyć. skutecznie.
|
|
 |
.` wiesz kochanie, już nigdy nie pójdę za tobą w ogień,już nigdy nie będę się do ciebie uśmiechać,gdy tylko cię zobaczę,już nigdy nie będą mi się świecić oczy,gdy będę z tobą rozmawiać, już nigdy? tak,bo to już koniec całkowity,zegar wybił godzinę,wybił koniec nas. i nie wiem czy dam sobie z tym rade. naprawdę nie wiem,ale myślę,że mimo wszystko mogę Ciebie dodać do moich nieudanych doświadczeń życiowych. i nie że traktuje ludzi przedmiotowo czy coś.. ale nawet jakby,to przecież ty wiesz o tym najlepiej,jesteś pan perfekt w uciekaniu,gdy tylko pojawi się problem,w odejściu na zawsze od tak,bez żadnych wyjaśnień,bez żadnych emocji.podziwiam cię,że potrafisz wypowiedzieć z uśmiechem "zostańmy przyjaciółmi"..
|
|
 |
.` dni przemijają szybko, ale ból i cierpienie nie. kiedy wstaję rano, budzę się z nadzieją, że to tylko koszmarny sen, a po chwili już wiem, że to rzeczywistość. już nie chcę dłużej cierpieć, zróbmy coś z tym.
|
|
 |
.` odejdź. POZWÓL MI ŻYĆ.
|
|
 |
.` wiem, że płacz tu niczego nie zmieni, ale chcę byś kiedyś zobaczył mnie w tym stanie i powiedział '' kur**, co ja narobiłem'' ...
|
|
 |
.` miłość jest wtedy , gdy lecą Ci łzy a Ty nadal go pragniesz .
|
|
 |
.` i to uczucie gdy ukochana osoba żegna się z tobą już na zawsze.
|
|
 |
.` byłeś, a tego się nie zapomina.
|
|
 |
.` Cierpimy bo dajemy więcej niż otrzymujemy w zamian..
|
|
 |
.` z plastikowych rzęs płynie sztuczna łza, tak już czasem jest nawet gdy oczy są ze szkłaaa..
|
|
|
|