 |
I zaczęło się planowanie sylwestra. Niby wszystko zapowiada się świetnie, przyjaciele, alkohol, dobra zabawa, tylko jakoś nie umiem się tym cieszyć wiedząc, że Cię przy mnie nie będzie.
|
|
 |
Dziś bawią mnie wspomnienia o twoich obietnicach, że będziesz na zawsze. No cóż chyba mamy inną miarę czasu, bo dla mnie na zawsze znaczy do końca życia, nie miesiąc czy dwa.
|
|
 |
ile razy przez niego płakałaś ? ile razy wpadałaś w szał, którego nie byłaś w stanie opanować ? ile razy krzyczałaś, że Go nienawidzisz, a na drugi dzień czekałaś na wiadomość od niego ? ile razy chciałaś to zakończyć, ale zabrakło Ci odwagi ? Zastanów się czy naprawdę jest tego wart.
|
|
 |
-Gdyby wiedział jak jest naprawdę .. -Uwierz, że nic by to nie zmieniło
|
|
 |
Zanim zgarniesz wszystko upewnij się czy z dokłądnością.
|
|
 |
Powiem wam coś dobrze mieć takiego idealnego Skarba który zawsze Was pocieszy i przytuli powie słodkie Kochanie i porzuca Ci tych kilka komplementów których tak nie cierpię .
|
|
 |
kolejny raz z rzędu, wypijając w sylwestra kieliszek szampana, obiecasz sobie, iż w tym roku wszystko naprawisz, poukładasz, posklejasz serce i zabezpieczysz je do tego stopnia, że nikt go nie naruszy. zanim się obejrzysz znów będzie ten ostatni dzień grudnia, padający śnieg, petardy na niebie i poczucie tego, jak wciąż zakurzona, pokaleczona, gdzieniegdzie niezdarnie poszywana marną, białą nitką, jest Twoja dusza.
|
|
 |
To co między nami było, dawno już umarło.
|
|
 |
zabierz mi udręczające sumienie, rozdzierający ból głowy, zmieszane uczucia. gubię się.
|
|
 |
uwielbiam te momenty, kiedy kumpela spycha mnie z ławki, czego efektem jest jebnięcie się głową o kawałek metalu siedzenia obok i spierdolenie się wprost w błoto. kolejno moje zamroczenie, chwilowy brak kontaktu z rzeczywistością i znajomi, którzy nachylają się nade mną z bezcennym "ej, kurwa, żyjesz?!" i wypełniającym źrenice przerażeniem.
|
|
 |
moje wejście do domu z całymi mokrymi kozakami, deszczem cieknącym z włosów, całą kurtką i spodniami w błocie, nogami plączącymi się ze sobą, spuchniętym barkiem oraz natychmiastowa odpowiedź na pytanie, gdzie właściwie byłam: - na pasterce przecież!
|
|
|
|