|
i stoję tu na śniegu. chociaż odzież już przemokła, to nie czuję tego mrozu, jedynie ten mocny ból od środka. /Edzio
|
|
|
znasz ten ból, kiedy uczucia biorą nad Tobą władzę? /Edzio
|
|
|
wspominam ten moment, nasze spotkanie pierwsze. już wtedy obiecałem sobie, że tego nie spieprzę. i może to bardzo głupie, albo chociaż trochę śmieszne, ale dalej chyba łudzę się, że coś z tego będzie. /Edzio
|
|
|
samotność to choroba cywilizacyjna. /Diset
|
|
|
jesteś zdrową komórką, w świecie gdzie wszystko jest chore, na stwardnienie serc rozsiane po całym globie. /Diset
|
|
|
dewastuję wszystko, wyciągnij mnie w porę, wylej błękitną, zimna wodę na moje rozpalone, czerwone skronie. /Diset
|
|
|
znów jesteś ze mną i czuję się jakby ktoś wyciągnął do mnie rękę, gdy byłem w piekle. /Diset
|
|
|
dzwonią do mnie wszyscy, a ja tylko składam cyfry, przypominam sobie pewien stary numer telefonu. spokój... oddech... wpisuj! oby... się nie... zmienił. wpisuj! sygnał... sygnał... cała... wieczność... odbierz... tętno... odbierz! prędko... pamiętasz mnie? bo ja każdy detal. nie umiem żyć odkąd Ciebie nie ma. czuję tylko ból, na to nie ma lekarstw. potrzebuję morfiny, muszę mieć Cię teraz. /Diset
|
|
|
wokół sami obcy ludzie, czuję spojrzenia, chowam głowę w kapturze. rzucam iskry spod niego, na niewinnych i wiedzą, że mam ochotę skoczyć im do gardeł i wsadzić ryj w kałużę - bez powodu. rozpętać jakieś piekło, awanturę - bez powodu, rozlać trochę krwi - bez powodów. /Diset
|
|
|
gdzie nie spojrzę - tam teren wojny, w której dobre zawsze przegrywa z tym gorszym. /Diset
|
|
|
chodź gdzieś, gdzie nie musimy udawać dorosłych. /Diset
|
|
|
spokój... oddech... wyjdź... powoli... żeby... nikt nie... zdążył... nic... zrobić. /Diset
|
|
|
|