 |
chce upić się i zgubić go i zgubić sens
|
|
 |
|
Mam go, mam go, chociaż wcale go nie kocham i oboje mamy alkohol w żyłach, a on do tego ma jeszcze miłość w głowie i dba o mnie, dba o mnie, bo chyba coś, co wzięliśmy podziałało na mnie nie tak jak powinno i mam straszne myśli, przerażające myśli o ludziach robiących sobie krzywdę i myślę jak bardzo chciałabym kogoś innego tutaj, teraz, ale już nie krzyczę, nie krzyczę już od paru miesięcy, zresztą nie mogę, a on chyba właśnie uderzył kogoś kto przechodził obok mnie z papierosem, bo chyba zaraz będę wymiotować, ale nie mogę, nie mogę niczego, przytula mnie, och, widzę jego oczy i przecież kurwa wiem, że to wcale nie tak miało być, że złe oczy, że nie te, nie ta twarz i nie te ręce na biodrach i mam ochotę położyć się pod ścianą i płakać, ale nie mogę, to studniówka, mogę jedynie zamknąć się w kabinie i rzygać, więc rzygam, przeklinam do sedesu, ale wcale nie jest mi lepiej, wychodzę i widzę tą samą twarz, czuje te same ramiona, wciąż dbające, opiekuńcze, czułe i kurwa nie Twoje.
|
|
 |
Odpalę dla Ciebie słońce jeśli gubisz drogę w cieniu. / Kali
|
|
 |
mam dosyć ciebie i twoich humorów
tych nieustannych meczących sporów, nie wiesz czego chcesz,
sam nie wiesz czego chcesz, otwórz oczy jest za późno
nie szukaj mnie na próżno,
teraz tylko tracisz swój czas,
czy tak wiele wymagałam
w ślepą miłość zaplątana '' tak to pasuje
|
|
 |
po szesnastu miesiącach związku zrobiłam sobie miłosny odwyk. zakochałam się w imprezach, na których alkohol lał się hektolitrami, jarałam szlugi i blanty, brałam najróżniejsze blety, lizałam się z przypadkowymi typami - wszystko po to by zapomnieć. miałam gdzieś zdanie innych, którzy twierdzili, że niesamowicie się zmieniłam. szkołę zostawiłam w oddali, ale żyłam życiem nie nim. niespodziewanie, gdy prawie sięgałam dna pojawił się ktoś kto nauczył mnie oddychać, kochać, śmiać się, śnić, marzyć na nowo. wyleczyłam się z jednej choroby, by popaść w drugą. to niesamowicie irracjonalne.
|
|
 |
dostrzegłam jak bardzo się zmienił. jest podobny do swojego kumpla, którego ulubionym zajęciem jest wymyślanie intryg, niszczenie życia. już nie raz miałam olbrzymią ochotę podejść do niego i wykrzyczeć mu to prosto w twarz. zabronił mi tego zdrowy rozsądek. nie chcę dostać po twarzy. z resztą 'moje Kochanie' i tak ma moje zdanie gdzieś.
|
|
 |
dusza wolny twór, bez kotwicy się porusza; życie to zaś szkoła, uczyć ma, człowieka skruszać; a nauka - powtarzanie, repetitio est mater studiorum, nie można więc zapominać, czy pięknego zapachu czy wstrętnego odoru...
|
|
 |
sugerowałbym kasację, scen i wspomnień, w końcu lepiej dla duszy, niż pamiętać, zapomnieć
|
|
 |
nieważne, chwyciłeś cierpienie goniąc za szczęściem
tylko do siebie możesz mieć pretensje
twój wybór, twój ból, sam ponosisz konsekwencje
|
|
 |
znowu dławię się łzami. nienawidzę Cię ranić. chciałabym się odciąć, zapomnieć, wyrzucić moje serce do kosza i zastąpić je nowym, takim bez najmniejszej skazy. niestety blizny niszczą. nadal nie potrafię wybrać między dobrem a złem. gubię się. dlaczego zakazane kusi najbardziej? dlaczego wybór, który powinien być oczywisty nie jest taki łatwy jakby się wydawało? nie wiem. obiecuję, ucieknę od tego uczucia. będę tylko Twoja, na zawsze. tylko jak to zrobić? jak zapomnieć o przeszłości? jak zostawić kogoś kto tak bardzo potrzebuje mojej opieki? proszę, naucz mnie być wredną suką. ja umyślnie tego nie potrafię.
|
|
 |
nienawidzę nocy. nienawidzę gwiazd. nienawidzę piwa. nienawidzę zielska. nienawidzę narkotyków. nienawidzę mojej słabości. nienawidzę czekoladowych tęczówek. nienawidzę przeszłości. nienawidzę teraźniejszości. nienawidzę huśtawek nastrojów. nienawidzę lęku. nienawidzę łez. nienawidzę samotności. nienawidzę siebie samej, za to, że tak bardzo Cię ranię.
|
|
|
|