 |
siedzieliśmy u mnie - krople deszczu uderzały o parapet charakterystycznym stukotem, dało się już słyszeć pierwsze grzmoty. objął mnie ramieniem. - czemu to służy? - syknęłam strząchając Jego rękę. - myślałem, że... - zaczął, ale w efekcie zmieszany przygryzł tylko wargę. - nie, nie boję się. nie widzę w burzy nic strasznego, w przeciwieństwie do Twoich byłych, niech zgadnę? - wybuchnęłam z cwaniackim uśmiechem, który mimowolnie zniknął na Jego krótkie 'zaczekaj', po czym nie wziąwszy nic ze sobą wybiegł przed dom. stanęłam w progu przyglądając się jak stoi po środku mojego trawnika, a w tle za Nim majaczą pioruny. - głupku, chodź tu. - pisnęłam chrapliwie przywołując Go do siebie gestem dłoni. - wciąż się nie boisz? - zapytał lustrując mnie spojrzeniem. - burzy się nie boję. o Ciebie cholernie.
|
|
 |
gdy tylko pojawiasz się na horyzoncie serce jak wściekłe obija się o żebra mało co nie posiadając się z radości, kolana w jednej chwili są jak z waty, a ja ukradkiem podtrzymuję się barierki, żeby zachowywać pion, nie mam przed sobą lusterka, ale doskonale wiem, że w źrenicach pojawiło się mimowolnie kilkaset iskierek, łaskocze mnie w brzuchu, a nozdrza poruszają się rytmicznie jakby prosząc o szczypkę Twojego zapachu. faktycznie, pełno podstaw do stwierdzenia, że nic nie znaczysz.
|
|
 |
głupie - piliśmy właśnie shake'a truskawkowego na spółę, żartowaliśmy ze skupienia malującego się na twarzy sprzedawczyni za kasą, kiedy przeszył wzrokiem moje oczy. - piękne są. - stwierdził lekko unosząc kąciki ust ku górze. odwzajemniłam uśmiech, to był moment kiedy serce zaczęło pracować na zdecydowanie szybszych obrotach, specjalnie dla Niego, który zaczynał znaczyć coś ponad 'kumpel'. dużo, dużo więcej.
|
|
 |
odepchnęłam Go od siebie zawijając dłonie w rękawy bluzy. - przecież taka była umowa. krótka zabawa. po wakacjach koniec. idź w swoją stronę. - bełkotałam unikając Jego spojrzenia. zagryzłam wargę, podczas Jego krótkiego milczenia, na brodę wypłynęła stożka krwi. - spójrz na mnie. - poprosił cicho. - wszystkie drogi prowadzą do Ciebie.
|
|
 |
zabawiliśmy się już, tak? pobyliśmy ze sobą, setki pocałunków, ciągle objęci, wdychający do nozdrzy swój zapach. teraz idź - czas zapomnieć.
|
|
 |
zarzucam odpowiednim kawałkiem, ogarniam nockę u odpowiedniej osoby i cholera, odpowiednio kończę te wakacje ze świadomością, że w pewnym momencie otrzeźwiałam z myślą, iż nie mogę ich spieprzyć - i w efekcie do tego celu dobrnęłam.
|
|
 |
czas się podładować, więc wyłączasz smęty zarzucając w głośnikach jakiś żywszy kawałek, potem następny, a łzy i tak płyną wsłuchując się jedynie w głos serca, które powtarza niczym mantrę, jak wielgaśną część utraciło przez Jego odejście.
|
|
 |
głupi schemat, ale zazwyczaj to przy podejmowaniu najważniejszych decyzji - popełniamy błąd. właśnie, kiedy stawiamy w grze największą stawkę, przegrywamy.
|
|
 |
największe marzenie na tą chwilę? budząc się w środku nocy czuć Jego gorącą dłoń na biodrze i wyłapywać wśród mroku odgłosu Jego spokojnego oddechu.
|
|
 |
mów, że nie mam uczuć, jestem zimną suką, która nie wie nic o życiu, o tym, jak to jest dostać po tyłku, że nie umiem kochać, nie wiem co to przyjaźń, nie cenię tego, co mam. dalej, powtarzaj: jeszcze nie poczułaś smaku bólu, ale dopilnuję, żeby do tego doszło. uznam to jedynie za oznakę tego jak dobrą maskę przybieram za każdym razem, a - no i, kretyn Twojego pokroju zbytnio nie wpłynie na stan mojego już poszarpanego serca.
|
|
 |
ich zdziwienie, kiedy piszą do mnie jak gdyby nigdy nic witając się z dwukropkiem i gwiazdką, na co ja odpowiadam pytaniem o to kim są. oczywiście, w odpowiedzi wykrzywiona minka, i koniec konwersacji. dopiero pytając kumpeli o numer cieszę się jedynie, że jednak nie miałam zapisanych w kontaktach tak bezwartościowych osób.
|
|
 |
świadomość tego, że mając Go przy boku już przez setki dni - teraz Go tracę. tracę Jego namacalną postać, czasem będzie dostępny przez kabel, a Jego głos co wieczór rozniesie się jedynie w słuchawce telefonu, i tyle. zniknie pewność, że następnego południa już Go zobaczę, przytulę, moje wargi musną Jego. chciałam zatrzymać Go przy sobie, jednak wiedziałam, że już postanowił. - wrócę. - szeptał w moje włosy, po czym na pożegnanie pocałował mnie w czoło i ruszył do bramek ściskając w ręku bilet na samolot. a mi? samoistnie zaciskało się serce, kiedy obserwowałam, jak idzie ku przyszłości, beze mnie u boku. jak Jego kroki zmierzają w przeciwną stronę do moich.
|
|
|
|