 |
|
Koniec jest tu. Koniec jest z tym ostatnim wspólnie wymienionym oddechem, pocałunkiem czy dotykiem. Innego początku nie będzie, tylko końce. Przynajmniej w tym wcieleniu. /esperer
|
|
 |
|
-Nie odwracaj się kiedy do Ciebie mówię! -Szarpnął mnie za ramię zmuszając do stanięcia z nim twarzą w twarz. -Kim ja do cholery dla Ciebie jestem?! -Krzyczał w ogóle nie zwracając uwagi na mój lęk. -Kiedyś byłeś wszystkim. -A teraz?! -Przymknęłam powieki jakby to miało mi pomóc zniknąć. -Nie chcesz znać odpowiedzi. -Wyszeptałam i na własne oczy zobaczyłam jak to jest zabić człowieka słowem. Ten facet, kilka sekund tak pewny siebie teraz skurczył się w sobie, spuścił ramiona i gdyby mógł to by umarł z żalu. /esperer
|
|
 |
|
znowu trzęsą się bloki, ty nocą znów słyszysz kroki i nie wiesz sam czy to prawda, czy znowu schizy od koki.
|
|
 |
|
Żal mi tej dziewczyny. Taka naiwna i ślepa, a on sprytny. Lekko zapadnięte policzki, podkrążone oczy i drżący podbródek od żalu. Warga popękana i poprzegryzana w kilku miejscach. Klatka piersiowa podnosi się tylko nieznacznie, serce pracuję na najniższych obrotach. Kok na czubku głowy złośliwie przechylił się na jedną stronę, a kilka wolnych kosmyków opadło na czoło. Za duży sweter zsuwa się z ramienia odsłaniając wystające obojczyki. Żal mi tej dziewczyny więc odwracam się od lustra. /esperer
|
|
 |
|
Trzy miesięczna udręka, co weekend picie,
gdy serce pęka to krwawi obficie
|
|
 |
|
Kotku, byliśmy szczęścia blisko,
ale zazdrość i głupota spierdoliły wszystko
|
|
 |
|
Bawiliśmy się świetnie do rana przy rapie
|
|
 |
|
Gdzie jest moje szczęście, było bardzo blisko.
Gdzie ta miłość, co zwycięża wszystko?
|
|
 |
|
Mimo to co było piękne - więdnie,
brak uczucia i porozumienia brak,
jakoś tak obojętnie
|
|
 |
|
Ja byłam jego kiepską opcją, on był wszystkim co miałam. /esperer
|
|
 |
|
Dzisiaj się jeszcze kochamy, jutro to nie będzie miało znaczenia. /esperer
|
|
 |
|
Wiesz co mnie boli? To,że coraz mniej osób,które bezinteresownie chciałyby spędzać z Tobą czas. To, że paczki z dzieciństwa umarły śmiercią naturalną i już nie potrafimy przesiadywać godzinami na ławkach ,ba, prawie nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Rzucasz słabe 'cześć' osobie,za którą kiedyś skoczyłbyś w ogień. Jedna się skurwiła, drugi wyjechał, trzeci bawi się w marnego dealera, a reszta rozeszła się po świecie. Czasami jeszcze siadam w tych miejscach z nadzieją, że przyjdą i rzucą 'ej, dzisiaj palimy czy pijemy?' , wypatruję ich godzinami,ale nikt nie nadchodzi. A podobno byliśmy nieśmiertelni. /esperer
|
|
|
|