 |
przyjmijmy, że twoje oczy są polem marihuany. twoje dłonie jak amfetamina. sposób w jaki całujesz uzależnia, niczym heroina. gdyby sprawy tak wyglądały, byłabym narkomanką, i to nieźle wpakowaną w to gówno.
|
|
 |
pamiętasz te czasy, gdy szczytem marzeń było zostanie na dworze do ciemna? gdy wyjazd do innego miasta z rodzicami wydawał się czymś w rodzaju podróży życia? gdy całym twoim światem było jedno szare blokowisko? gdy jedynym zmartwieniem było to, czy lecą dzisiaj smerfy? czasem chciałabym wrócić do tych beztroskich chwil, złapać łopatkę w rękę, pobiec do piaskownicy i nie przejmować się absolutnie niczym, budując cudowny zamek z piasku.
|
|
 |
oni widzieli w nim skurwiela - ja czułego człowieka. oni widzieli jego cyniczne spojrzenie i wredny półuśmiech - ja widziałam smutek w oczach i lekką nadzieję w uśmiechu. oni widzieli inaczej - oni go nie znali.
|
|
 |
co uwielbiałam w czytaniu lektur? to, że zamiast skupiać się na sensie tekstu, myślałam o wszystkim tylko nie o tym, co właśnie przeczytałam.
|
|
 |
nasz problem? te same charaktery i identyczna chęć postawienia na swoim.
|
|
 |
teraz miłość jest "cool" a im więcej pseudo przyjaciół, tym większy "lans".
|
|
 |
uprawiam chaotyczny gwałt na swoich emocjach.
|
|
 |
wiedz, z pomiędzy słów płynie specyficzny luz, jak na mój gust, potrzeba mi znów twoich ust - arcytrudne. wiem, że nasze serca są brudne - mówiliśmy sobie rzeczy bardziej okrutne.
|
|
 |
twoje ciało mówi mi, że to jest właśnie ten dzień. ciągle mało ciebie mam, a to więcej niż tlen.
|
|
 |
mówiłeś mi, bym przestała palić. że za dużo śpię, a w modzie energia na fali. i wszystko sięga granic, nawet styl życia jak mój.
|
|
 |
plastik, wokół siebie widzę pełno tego. widzę maski. na ulicy ciągle widzę plastikowe laski, włosy jak na mopie, twarze świecą jak odblaski. wszędzie wokół plastik.
|
|
 |
muszę wziąć co moje i odejść. choć być może w miejscu do którego zmierzam, będzie jeszcze gorzej.
|
|
|
|