 |
poddaję się twoim pocałunkom.;*! zamykam oczy i odpływam..
|
|
 |
To boli, ale chcę do tego wracać...;*
|
|
 |
Wiesz czego pragnę? Że w końcu wszystko było okej. Żebym mogła zasypiać z myślą że jestem cholernie szczęśliwa, że już na drugi dzień znów będę mogła Cie zobaczyć, przytulić, złączymy swoje dłonie i powiemy ile dla siebie znaczymy. Bym mogła nosić twoją za dużą bluzę, która przesiąknięta będzie twoim zapachem. Byś śmiał się ze mnie gdy palnę jakąś głupotę, by siedząc Ci na kolanach bawił byś się moimi włosami. Po prostu bądź, zostań, i nie odchodź. Proszę._ whitedove
|
|
 |
Jego obietnice nie są nic warte.. ''Kiedy całował mnie w czoło na pożegnanie trudno było odgadnąć co mu chodzi po głowie'' Nie wiem ile mineło odkąd ostatnio go widziałam, pare godzin, a może minut.. Nie wiem. Wiem tylko, że słońce już zaszło.. Nadal słyszę trzask zamykających się za NIM drzwi.. Próbowałam go juś zagłuszyć krzykiem, ale to nie pomaga.. Mam ten dźwięk w głowie i wrzask, śpiew, płacz, muzyka i inne myśli go nie usuną.. Będę go jeszcze długo pamiętać.. Siedzę na parapecie wielkiego okna w moim pokoju.. Spodnie na kolanach, które są podciągnięte pod brode. są całe mokre.. chcę wrócić do tego co było.. Chciałabym cofnąć czas, albo go zatrzymać i tu zostać.. nigdzie sie już nie ruszać.. Zostać w kałuży łez, ale czas biegnie dalej i nie mam na to wpływu.. to mnie nie omija.. Boję się żyć bez NIEGO.! Robią wszystko co powinnam. Minimum. Czuję się bezwładna.. Jak mechanizm, ale bez jednego elementu, który ON zabrał ze sobą..
|
|
 |
Nieodwzajemniona miłość to samotność w towarzystwie, kogoś kogo się kocha../ I am your comet
|
|
 |
nienawidzę, kiedy mierzysz mnie wzrokiem delikatnie przygryzając wargę. kiedy moje usta krzyczą o dotyk Twoich. a ja mam obowiązek przytrzymywać je zębami bo niestety nie mam w pobliżu sznurówek, a tych od trampek niezwykle mi szkoda.
|
|
 |
cała zakrwawiona, podbiegła do niego. - nie, nie, nie. - zaczęła krzyczeć, szczypiąc się na wszystkie możliwe sposoby. - jesteś i będziesz. tak, tak, tak. - wypowiadała pomiędzy próbami na złapanie oddechu. ręce. pokaleczone od szkła ręce. rozbijanie filiżanek z których wspólnie pijali czekoladę wymieniając się najsłodszymi pocałunkami świata. jego puste, tępe spojrzenie, utwierdzające ją w fakcie, że o dziś musi radzić sobie sama. jak dziecko oddanie do domu dziecka. jak szczeniak, oddany do schroniska. - bądź. nie rób mi tego. - błagała osuwając się z niemocy na nogach. - byłem. przepraszam, że byłem. - wypowiedział, napięcie odwracając się w drugą stronę. wiedząc, że gorszą krzywdę zrobił jej swoją obecnością niż tym, gdyby nigdy się nie pojawił. pozostawiona sama sobie z zakrwawioną koszulka, zaczęła strzepywać opiłki porcelany, które ówcześnie starała się wgniesć w swoją klatkę piersiową z nadzieją, że uda jej się dotrzeć do serca, uciszając jego krzyk. nieskutecznie.
|
|
 |
nie ma nic gorszego od zwyklego przyzwyczajenia. od zwykłego wyciągania z szafki dwóch kubków zamiast jednego i wybuchanie płaczem, na samo dno herbaty. nie ma nic bardziej toksycznego niż nadzieja, że coś trwa wiecznie. że uczucia nie przemijają, a ludzie nie odchodzą. widywanie kogoś jedynie po zamknięciu swoich oczu jest najgorszą, najbardziej prymitywną formą cierpienia. zapomnienie zapachu, dreszczy na plecach poprzedzonych dotykiem. z czasem spojrzenia, które kiedyś było wszystkim. a to wszystko odeszło, pozostawiając nas z pustymi rękami i sercem, jak okradziony ze swojego minimalnego dobytku, bezdomny. bez niczego.
|
|
|
|