 |
I patrząc jak pociski rozrywają im aorty
Uśmiechnął się i któremuś napluł w mordę(...)
Może zadzwoniłbym do ciebie z budki
Mówiąc, że zależy mi na tobie i jestem smutny(...)
i stoję na dole z flaszką wódki
Wziąłbym łyka i o nic nie pytał
Pocałowałbym cię w usta by poczuć smak życia
Odwrócił się przyłożył sobie lufę do skroni
Gdyby miało nie być jutra tak właśnie bym zrobił
|
|
 |
Później wsiadłbym i uciekł na bezludne przedmieścia
Wcisnąłbym gaz i nie martwił o nic
Jadąc w ciemności przez las wyłączyłbym reflektory
Zadzwonił do ciebie mówiąc, że jestem zmęczony
Przeładował broń i przyłożył lufę do skroni
|
|
 |
I do jutra byłbym martwy, kurwa przyrzekam
Chyba to zrobię bo jutro nic mnie nie czeka
|
|
 |
Nie ma we mnie strachu jestem spokojny
bo nie mogę nic stracić i niczego udowodnić
spadam w dół, lecę i czuje że jestem wolny
To nic nie kosztuje zabierz mnie wszystko jedno gdzie.
|
|
 |
Mam dość, jestem wyczerpany już do granic
|
|
 |
I wiem, że zanika to, to czym jest samokontrola.
Robiąc do tyłu ten krok żeby tylko nie być ponad
I już po mału mam dość się przed samym sobą się bronić
|
|
 |
Nie chcę witać dnia, który wieczorem znowu przeklnę
|
|
 |
Nie raz już chciałem tym pierdolnąć choć wiem, że nie da rady
Choć wiem, że mi nie wolno chciałbym z tego się ograbić
Złapać to coś w środku, to coś w sobie zabić
Bo ile razy w końcu można powietrzem się dławić
|
|
 |
Ja muszę odejść stąd, wiem muszę zniknąć
Wziąć ze sobą całe to zło, agresję i przykrość
|
|
 |
Don't know who I am but I'm nothing without you
|
|
 |
nie ma istnienia... jesteśmy tylko złudzeniem...
|
|
|
|