 |
dziś to tylko parę dni z kalendarza do których nie wracamy - no cóż tak się zdarza.
|
|
 |
wiesz, że usnąć ciężko, gdy wokół tylko ciemność,
wpatrując się w księżyc nie mogąc go dosięgnąć.
|
|
 |
siemasz, siemasz, cześć, cześć, zobacz jak szybko czas mija.
|
|
  |
` od wczoraj nie czuję, że żyję. Nie brakuje mi obecności snu w dzisiejszej nocy. Nie potrzebne było mi śniadanie, które jeszcze wczoraj robiła mi mama, a dziś po prostu go nie chciałam. Wszystko robię zbyt mechanicznie. Umarłam czy on odszedł? Chyba wszystko razem. / abstractiions.
|
|
  |
` mam ochotę wydrapać sobie żyletką jego imię na nadgarstku , żeby zapamiętać imię największego skurwysyna w mieście. / abstractiions.
|
|
  |
` znów do cholery czuję to samo. Po raz kolejny nie mogę jeść i oddychać bo silny ból napierdala w moją klatkę piersiową. W mojej głowie kumulują się identyczne myśli. Nie potrafię zrozumieć dlaczego, już drugi raz spotkało mnie to samo. Dlaczego pokochałam innego mężczyznę, innego ale całkiem podobnego do poprzedniego. Nie umiem pojąć dlaczego dziś znów cierpię. Przecież ja i on - to miało być dobre. / abstractiions.
|
|
 |
znów nadchodzi ten dzień, w którym największą trudność sprawi mi przełamanie się. będę zmuszona uspokoić serce, zacisnąć pięści, wierząc, że to pomoże zatrzymać napływające do oczu łzy. pójdę tam późnym wieczorem, żeby móc porozmawiać z nim na osobności. położę na pomniku dobrą whiskey i drżącymi rękoma odpalę papierosa. zacznę się zwierzać i opowiadać wszystko to, co przeżyłam. będę się uśmiechać, wspominając poprzednią jesień, kiedy jeszcze tutaj byłeś. opowiem ci, co u mojej mamy, która tak bardzo cię lubiła. następnie wezmę łyka mocnego alkoholu, szklącymi oczami podsumowując, że w zasadzie wszystko jest okej. a później przeproszę za moje głupie gadanie i zawracanie ci głowy. przecież jesteś w niebie, obiecałeś być moim Aniołem Stróżem. wiesz gdzie tak naprawdę jestem, gdy mówię, że wychodzę do znajomych. co czuję, kiedy szepczę, że jest dobrze. wiesz, jak bardzo mi Ciebie brakuje, przyjacielu. [ yezoo ]
|
|
  |
` ręce drżą, serce przyspiesza, tracę panowanie nad ciałem, a łzy same spadają po policzkach. Tak, znów przechodzę przez to samo. Po raz kolejny rozpierdoliło się zaufanie. Kolejny facet okazał się nie tym za jakiego go uważałam. / abstractiions.
|
|
  |
` ręce drżą, serce przyspiesza, tracę panowanie nad ciałem, a łzy same spadają po policzkach. Tak, znów przechodzę przez to samo. Po raz kolejny rozpierdoliło się zaufanie. Kolejny facet okazał się nie tym za jakiego go uważałam. / abstractiions.
|
|
  |
` to już nigdy nie może być takie samo. Nigdy nie będę mogła spojrzeć Ci w oczy i pomyśleć o bezgranicznym zaufaniu. Nigdy nie zrobię niczego co miałbyś zostawić tylko dla siebie. Ciągle będę grała przed Tobą kogoś kim nie jestem bo nie ma już zaufania, nie ma. Dziś? Odchodzę, za dużo fałszu. / abstractiions.
|
|
  |
`cz 1. było coś po 3 w nocy, siedziałam nad chemią kiedy nagle zabrzmiał dzwonek Małpy, a na wyświetlaczu pojawiło się imię jednego z jego kumpli. Pomyślałam, że znów się napił i mam go odebrać bo nie jest w stanie dojść do domu. Nie zdążyłam powiedzieć "słucham" bo od razu usłyszałam krzyk jakiś lasek, a kumpel zdążył tylko powiedzieć nazwę ulicy na której znajdował się klub do którego często chodziliśmy ze znajomymi. Ubrałam się i poprosiłam ojca żeby zawiózł mnie na miejsce. Powiedziałam mu, że ma stanąć na rogu ulicy - nie chciałam aby widział to, czego się spodziewałam dlatego kazałam wrócić mu do domu, zapewniając że ktoś mnie odwiezie. Kilkanaście sekund później byłam świadkiem czegoś, co do dziś powraca w snach. On, leżał na chodniku pod klubem, dwóch kolesi wyższych ode mnie co najmniej o pół metra napierdalało go z całych sił, a reszta tłumu zebrała się w kółku i wykrzykiwała swoje myśli. Przedarłam się przez tych wszystkich ludzi z nieopisaną adrenaliną we krwi.
|
|
  |
cz.2 Bez chwili zawahania weszłam pomiędzy tych facetów, którzy właśnie zabijali mężczyznę, który był dla mnie wszystkim. Jakby z oddali usłyszałam głosy ludzi, będących w szoku. Z całą siłą jaką udało mi się tylko zebrać w sobie, odepchnęłam jednego z tych sukinsynów. Nie zdążyłam odwrócić się ku drugiemu, czując silny ból przez uderzenie w głowę. Złapali mnie za nadgarstki, przyciągając do muru. Nie mogłam zrobić nic. Po reszcie nocy spędzonej w szpitalu, ujrzałam jego obok. Obydwoje byliśmy cali w siniakach z bólem na ciele. Mimo wszystko nie żałowałam tego. On był obok, a ja przynajmniej tak mogłam pokazać mu jak bardzo go kocham. Dziś mam świadomość że może niezdarnie, ale uratowałam mu życie. / abstractiions.
|
|
|
|