 |
|
Tak, wszystko w porządku. Jestem szczęśliwa, uśmiecham się, słucham pogodnych piosenek, tańczę, spotykam się ze znajomymi, naprawdę jest okej. Tak, dziś jeszcze go nie widziałam i nie poczułam zapachu jego perfum. / bezimienni
|
|
 |
|
Mówiłeś mi, że jestem Twoim pragnieniem. Zapomniałam, że pragnienie nie ma szans. Mówiłeś, że jestem wszystkim. Uciekła mi myśl, że przecież Ty 'masz na wszystko wyjebane'. Mówiłeś, że jestem jak Twoja ulubiona piosenka. Szkoda, że w końcu Ci się znudziła. Mówiłeś, że łączy nas niezwykła miłość. A przecież to tylko rzeczownik. / bezimienni
|
|
 |
|
Może jeszcze kiedyś się spotkamy stojąc rano w kolejce w sklepie za rogiem, albo na przystanku czekając na spóźniający się autobus. Będziemy udawać, że się nie znamy i nie zwracamy na siebie uwagi, bo po co patrzeć na kogoś, kogo nigdy wcześniej się nie spotkało. Po co nieszczere uśmiechy i fałszywe dzień dobry? Lepiej milczeć, wymazywać pamięć magiczną gumką zrobioną z nowych pragnień, lepiej mówić na swój widok 'nie znam jej' , 'pierwszy raz go widzę', niż przekazywać całemu światu historię niespełnionej miłości łamiącej serca, których ponoć wcale nie da się złamać. / bezimienni
|
|
 |
|
Czego jeszcze ode mnie chcesz? Czy moje serce to zbyt mało? Co jeszcze mam Ci dać, byś opuścił moje sny? / bezimienni
|
|
 |
|
Im dłużej na Ciebie czekałam, tym bardziej traciłam nadzieję na to, że kiedykolwiek staniesz w progu moich drzwi. Im więcej herbat parzyłam zanim przyjdziesz, tym szybciej wystygały wraz z moją wiarą w to, że jest dla nas jakaś szansa. Im dłużej Cię kochałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Ty nigdy tego nie odwzajemnisz. / bezimienni
|
|
 |
|
z wszystkich słów, jakie powiedział mi w ciągu tych miesięcy nie potrafiłam zapomnieć o Jego marzeniach, którejś nocy, jakby nieobecnie, szeptanych w mrok. wyznania, historie, gdzieś zniknęły, zepchnięte na samo dno serca. marzenia miały natomiast jakąś obcą siłę. Jego nieśmiałe wizje o naszej wspólnej przyszłości, o rodzinie, którą stworzymy, o domu, wywoływały momentalne łzy wypchnięte świadomością, że o ile poznał miłość, perfekcyjną przyjaźń, poukładał wartości - tego nie spróbuje nigdy.
|
|
 |
|
na półce w łazience stoją perfumy, których używał, noszę przy sobie fajki, które zawsze palił, miętowa woń Jego ulubionych gum do żucia, zapach naleśników w naszej ulubionej kawiarence - wszystkie aromaty, które utożsamiały się z Nim. mocno zaciągam się nosem, lecz nie ma najważniejszego: nie czuję, jak pachnie Jego skóra. nie czuję tego, co było o każdym poranku, gdy muskał palcami moją twarz, obejmował moje biodra ramieniem. jest to w czym Go odnajdowałam, nie odnajduję już Jego samego, a szukając wskazówek w poszukiwaniach słyszę tylko jedno - "Go już nie ma, zrozum".
|
|
 |
|
kończąc pocałunek odsunął się na niecały centymetr. uspokajał oddech, opierając się swoim czołem o moje. zaśmiał się, jakoś głęboko, z wyczuwanym niepokojem. - nie mam pojęcia dokąd trafię, jak tam będzie, czy po tym wszystkim co w życiu narobiłem, dostanę się tam - wskazał niebo, pełne teraz rozmigotanych gwiazd - nie ma znaczenia, bo gdziekolwiek będę, nie zapomnę. i będę tęsknił, za Tobą. - nie chcę się żegnać. nienawidzę się z Tobą żegnać. i nienawidzę, kiedy mówisz to tak, jakbyś miał nazajutrz się już ze mną nie przywitać. - spojrzał na mnie uważnie, z taką ilością miłości jakiej jeszcze nigdy mi nie okazał. - zawsze przy Tobie będę, aniołku, pamiętaj. - szepnął, po czym przeciągle musnął wargami moje czoło. tak jakby zostawiał na mojej skórze jakiś ślad po sobie. jakby przeczuwał, że nazajutrz już się nie obudzi.
|
|
 |
|
- chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie. otarł łzę, która zagubiła się na policzku. zawinął kosmyk moich włosów za ucho, po czym ustami musnął kącik warg. wciąż z zamkniętymi powiekami, mimo woli, wciągnęłam mocno powietrze do płuc odnajdując w bliskiej odległości drobinki Jego zapachu. na skórze czułam Jego pełne usta formułujące się w uśmiech. - pamiętasz, co mi ostatnio obiecałaś? - szepnął zadziornie. - obiecałam, że spróbuję. - rzuciłam chrapliwie. - nawet nie spróbowałaś, skarbie. ani trochę. ładnie to tak? pokochać kogoś takiego, jak ja? - paradoksalnie jednak, przytulił mnie do siebie. na nagim ramieniu czułam zgrubienia skóry Jego przedramion od wkłuwania w nią igieł. tylko, że w tamtej chwili to nie miało znaczenia. może miałoby, gdybym wiedziała, że, za niedługi czas, życie nie będzie utożsamiało się z Jego osobą.
|
|
 |
|
z uwielbieniem patrzę na zieloną herbatę w kubku, która chwilę później wpływając mi do ust, okazuje się zima. wystygła. budzi się we mnie frustratka, odbiera wszelką kontrolę. nagle łzy na policzkach, jęk wydobywający się z gardła, kubek na podłodze i poduszka z całych sił zaciskana w dłoniach, wydają się być na porządku dziennym. przyciskam poduszkę do twarzy, tłumiąc krzyk. krzyk, którego nie rozumiem, przez który drżę, który napawa mnie potwornym strachem. mam wrażenie, że słyszę wszystko - odgłos otwieranych drzwi, Jego radosny głos u podnóża schodów wypowiadający moje imię - że to znów jest prawdziwe, namacalne. duszę się brakiem powietrza, aczkolwiek przyczyną nie jest ten przyciśnięty do ust przedmiot. dławię się rzekomą miłością. dławię się uczuciem, które miało być cudowne, a którym karmiłam bestię. potwora, od którego przypadkiem, podczas naszego chorego, toksycznego układu, się uzależniłam.
|
|
 |
|
Ty zawsze się śmiałeś. Ja byłam raczej skłonna do płaczu. / bezimienni
|
|
 |
|
Najpierw była kłótnia, trzaskanie drzwiami, potłuczony wazon z kwiatami od niego. Później kilka nieodebranych połączeń, szczerych sms'ów, e-maili z wyznaniami miłości i przeprosinami. Przyszła pora na powroty, później znów wszystko nie tak, wszystko inaczej, wszystko źle, to już nie my. Pójście w inne strony, próby zapomnienia, tęsknota, płacz, hektolitry łez zalewających sąsiadom mieszkanie, szukanie wspólnych zdjęć i słuchanie smutnych piosenek. W końcu pogodzenie się ze stratą pierwszej prawdziwej miłości. W ostateczności jego sylwetka u progu twoich drzwi i słowa : - 'na zawsze' z moich obietnic o wiecznej miłości, wciąż trwa. / bezimienni
|
|
|
|