 |
po szesnastu miesiącach związku zrobiłam sobie miłosny odwyk. zakochałam się w imprezach, na których alkohol lał się hektolitrami, jarałam szlugi i blanty, brałam najróżniejsze blety, lizałam się z przypadkowymi typami - wszystko po to by zapomnieć. miałam gdzieś zdanie innych, którzy twierdzili, że niesamowicie się zmieniłam. szkołę zostawiłam w oddali, ale żyłam życiem nie nim. niespodziewanie, gdy prawie sięgałam dna pojawił się ktoś kto nauczył mnie oddychać, kochać, śmiać się, śnić, marzyć na nowo. wyleczyłam się z jednej choroby, by popaść w drugą. to niesamowicie irracjonalne.
|
|
 |
dostrzegłam jak bardzo się zmienił. jest podobny do swojego kumpla, którego ulubionym zajęciem jest wymyślanie intryg, niszczenie życia. już nie raz miałam olbrzymią ochotę podejść do niego i wykrzyczeć mu to prosto w twarz. zabronił mi tego zdrowy rozsądek. nie chcę dostać po twarzy. z resztą 'moje Kochanie' i tak ma moje zdanie gdzieś.
|
|
 |
Jakie to wszystko jest rozjebane, jakie moje myśli są nie do poskładania, jak wiele zależy od następnych kilku godzin, jak chcę jutra i jak jeszcze bardziej może ono namieszać, jak cholernie siebie nie rozumiem. Nie, nie chcecie znać więcej moich myśli.
|
|
 |
znowu dławię się łzami. nienawidzę Cię ranić. chciałabym się odciąć, zapomnieć, wyrzucić moje serce do kosza i zastąpić je nowym, takim bez najmniejszej skazy. niestety blizny niszczą. nadal nie potrafię wybrać między dobrem a złem. gubię się. dlaczego zakazane kusi najbardziej? dlaczego wybór, który powinien być oczywisty nie jest taki łatwy jakby się wydawało? nie wiem. obiecuję, ucieknę od tego uczucia. będę tylko Twoja, na zawsze. tylko jak to zrobić? jak zapomnieć o przeszłości? jak zostawić kogoś kto tak bardzo potrzebuje mojej opieki? proszę, naucz mnie być wredną suką. ja umyślnie tego nie potrafię.
|
|
 |
nienawidzę nocy. nienawidzę gwiazd. nienawidzę piwa. nienawidzę zielska. nienawidzę narkotyków. nienawidzę mojej słabości. nienawidzę czekoladowych tęczówek. nienawidzę przeszłości. nienawidzę teraźniejszości. nienawidzę huśtawek nastrojów. nienawidzę lęku. nienawidzę łez. nienawidzę samotności. nienawidzę siebie samej, za to, że tak bardzo Cię ranię.
|
|
 |
nie wracaj do przeszłości. nie pozwól by wspomnienia zawładnęły Twoim sercem, by zapukały do Twojej duszy. odetnij się, nie rozpamiętuj. te piękne chwile już nie wrócą - to najszczersza, ale i najbardziej bolesna prawda.
|
|
 |
Przytul mnie, ukryjmy się pod kołdrą, wiem, że tego nie lubisz, bo Ci za ciepło, ale ja wciąż mam zimne dłonie i rób tak jak wtedy, wdmuchuj mi pomiędzy nie swój gorący oddech. Nie zostawiaj mnie w ciągu tych nocy. Znudźmy się sobą w końcu. Miejmy dosyć swojej obecności. Zacznijmy się kłócić. Pokaż mi, że mnie trochę nienawidzisz, że doprowadzam Cię do szału, nie rozumiesz mnie i najchętniej wymazałbyś mnie ze swojego życia. Proszę, bo zaczyna przerażać mnie, iż dotąd jedynie mnie kochasz.
|
|
 |
Bądź suką. Życz Mu miłości, wiedząc, że to Ty jesteś osobą od której jej pragnie.
|
|
 |
Związek i rozsądek to śmiesznie zestawienie. Tak lepiej... Dla Ciebie, gdy będziesz łgać, znikać wieczorami i spotykać się z tym, z którym relacja była niewłaściwa, na nieznanych zasadach niepoprawna? Czy może dla Twojego obecnego faceta, z rozsądku, który będzie myślał, iż jesteś z przyjaciółką, a nie w ramionach innego w Jego aucie?
|
|
 |
Love love love, mamo, jak najbardziej pasują mi te wyjazdy co dwa tygodnie w wakacje, Łódź, Gdańsk, Wrocław i mecze Ligi Światowej podczas nich c:
|
|
 |
|
Jesteśmy chorzy; jemy nieregularnie, śpimy, pieprzymy się, wychodzimy, ćpamy, następnego dnia jemy inne jedzenie, śpimy gdzie indziej lepiej lub gorzej, pieprzymy się z inną osobą, wychodzimy byle gdzie, ćpamy co innego, codziennie robimy to samo, tylko szczegóły się zmieniają, wyznaczamy sobie jakieś cele, chociaż nigdy ich nie zrealizujemy, wypruwamy sobie żyły żeby czuć się dobrze, boimy się nieznanego, ciągle na coś czekamy, bo inaczej już dawno połknęliśmy za dużo tabletek, już dawno by nas nie było, ale my rozrywamy się, szukamy miłości w paskudnych miejscach, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy i znowu spadamy w dół i umieramy powoli napchani prochami i antydeprechami, ze sztucznym uśmiechem na ustach, w chujowych miejscach, patrząc się w sufit zamiast w oczy kogoś, kogo kochamy.
|
|
 |
nie jest wcale lepiej. po prostu więcej się uśmiecham. ukrywam skrajne emocje w zakamarkach duszy by obudzić je wieczorem. jak wcześniej siadam na parapecie i rozkoszuję się ciszą. tutaj nie muszę zakładać maski. odpalam papierosa i dzwonię do niego, by opowiedzieć jak minął mi dzisiejszy dzień. wysłuchuje mnie i odwzajemnia się tym samym, a ja łapczywie połykam każde słowo wypływające z ukochanych ust. wiem, że nie potrafię mu obiecać dużo - tylko wieczorne rozmowy telefoniczne i sporadyczne spotkania przesycone czułością. z biegiem czasu zrozumiałam prawdziwą miłość. uczucia wymagają poświęceń. czasami bywa tak, że nie możemy być z osobą, którą tak naprawdę kochamy. czasami należy przystopować. dopiero niedawno nauczyłam się akceptacji. chociaż zaciskam pięści, gdy mówi o kolejnej zjaranej fifce, wypitym kieliszku i zaliczonej lasce nie mogę powiedzieć - stop. sama pobłądziłam, nie będę go pouczać. wystarczą mi dwa magiczne słowa na koniec rozmowy bym przeżyła następny dzień.
|
|
|
|