 |
na pewno znasz takie noce, ten destrukcyjny moment w którym każda myśl waży grubo ponad tonę
|
|
 |
od tamtego dnia zaczęła bać się szczęścia.
nie troszeczkę, nie odrobinkę.
panicznie bała się tego przenikającego do wnętrza uczucia.
|
|
 |
odszedł i nie wrócił. tak po prostu...
|
|
 |
nie pytaj, bo nie chcesz usłyszeć odpowiedzi.
|
|
 |
patrzę na Twoją dziewczynę - Jej ułożone włosy, lekki makijaż, obcisłą bluzeczkę, boski push-up, słodki uśmiech i nachodzi mnie taka rozkmina, co Ty właściwie robiłeś przy mnie, koleś? przy mnie, która chodzi w ogromnych bluzach, z niesfornymi lokami na głowie przykrytymi kapturem, ciągle pyskuje i zasypia przy wersach Chady?
|
|
 |
"lubię czytać stare wiadomości od ciebie. tak pięknie kłamałeś." / pomarancza_
|
|
 |
trochę tęsknię za odnajdywaniem Jego nóg zaplątanych gdzieś w pościeli. trochę brakuje mi Jego oddechu, który otulał moją twarz podczas mroźnych nocy, i ciepła Jego dłoni w trakcie jesiennych spacerów. trochę cierpię na niedobór miłości.
|
|
 |
wyszłam zostawiając Go samego, już bezsilna, postawiwszy Mu jedynie przed nosem butelkę czystej i dwie paczki papierosów. krótkie 'powodzenia'. opuściłam ostatecznie ten dom po tym, jak kilkakrotnie przychodząc tam, czułam jedynie rozdzierającą pustkę. przy priorytetach, które postawił na tą chwilę, nie miałam do czego wracać.
|
|
 |
ile tylko wydobyłam sił w nogach, ruszyłam biegiem. bez konkretnego celu, obranego kierunku. po prostu, chcąc znaleźć się, jak najdalej od Niego. nie ustępował. słyszałam Jego kroki za mną, co chwila wykrzykiwał delikatnie moje imię przedzierając odgłosy ulewy. niewątpliwie, nie zdziwiłam się, kiedy w końcu mnie dogonił i ciągnąc za rękę, obrócił ku sobie, po czym zamknął w ramionach. - jeśli będziesz uciekać, będę Cię gonił. zawsze. Twój wybór. - scałował krople deszczu z moich ust. łapiąc swoimi dłońmi moje, przykląkł na chodniku. - o pani mego serca, litości! czym zasłużyłem sobie na te katusze? - wyrwałam się z uścisku. - a więc tak to określasz? katusze? - zagadnęłam zaczepnie, na co momentalnie wziął mnie na ręce. - kocham Cię, kocham Cię ponad wszystko! a katusze? zawsze, gdy tylko odstępujesz mnie na krok. - skubany, uzależnia.
|
|
 |
jeszcze rok temu było prościej. był, choć nie tak dotkliwie, jak niegdyś. widziałam, jak się śmieje, jak lepi śnieżki gołymi dłońmi, a one stopniowo stają się coraz czerwieńsze. słuchałam Jego głosu - nie tych szeptów do mojego ucha, lecz donośnego krzyku z drugiego końca korytarza. po części wystarczało. zdarzały się czasem te wieczory: ja, kawa, dołujące kawałki w głośnikach. wieczory, gdy wybierałam numer skrupulatnie zakodowany w pamięci, czy zawijałam tyłek i szłam prosto do Niego. było o tyle lepiej, bo wtedy nie mogąc opanować łez, tęsknoty, czy niestabilnej arytmii serca, mogłam Go mieć, chociażby na chwilę. teraz? czysta abstrakcja. i to nie przez odwagę, bo ta jest. wahania - nigdy, uczucia stały się pewniejsze. to fizycznie niemożliwe, zwyczajnie Go już tu nie ma. zabrnął w ten rzekomo nieszkodliwy stan, o kilka kroków za daleko.
|
|
 |
wolałbym żeby te sto tysięcy ludzi zaczęło być sobą i przestało się łudzić.
|
|
|
|