 |
Po dziesięciu dniach gorącego śródziemnomorskiego klimatu, znów wychodzę tutaj, w te pełne chłodnego powietrza wieczory na balkon. Znów ścianki kubka pełnego kawy parzą mnie po dłoniach. Tym razem jednak dodatkiem są ramiona lekko obejmujące mnie w talii i cichy szept, żebyśmy wracali do środka, bo za chwilę zacznie padać. Po kilkunastu minutach pierwsze krople uderzają o szyby, mieszając się z odgłosem naszych przyspieszonych oddechów i moim mimowolnym zastanowieniem, która część Jego ciała jest bardziej bezwstydna - czy dłonie ściągające ze mnie kolejne ubrania, czy wargi wykonujące tak wirtuozyjną serię pocałunków na każdym skrawku mojej skóry.
|
|
 |
Ściąga ze mnie koszulkę pomimo tego, że nie chcę Mu pokazać swoich pleców. Obraca mnie tyłem na swoich kolanach i cicho się śmieje. - I przez to miałbym przestać Cię uwielbiać? Przez schodzącą Ci z pleców skórę? - mamrocze z coraz większym uśmiechem. Daje mi serię buziaków biegnącą wzdłuż kręgosłupa. - Głuptasie Mój, nie przestanę nawet gdyby ta skóra schodziła Ci z całego ciała, nawet jeśli się zestarzejesz i będziesz mieć tysiące zmarszczek, nawet jak będziesz dla całego świata całkiem ohydna, dla mnie pozostaniesz moim prywatnym cudem tego świata. Nie wiesz nawet jak precyzyjnie mnie na to zaprogramowałaś.
|
|
 |
Masuje mnie po kręgosłupie, a nagłe dreszcze rozchodzą się po każdej części ciała. To niebezpieczne. Oboje to odczuwamy. Delikatnie całuje mnie za uchem, mogę bliżej poczuć Jego zapach. Gęsia skórka pokrywa moje ciało, a on masuje je lekko, z uśmiechem. Wchodzimy w strefę największego zagrożenia, już tylko cienka linia dzieli nas od miłości.
|
|
 |
Do niedawna każdy poranek był katorgą wiążącą się ze stawieniem czoła kolejnemu dniu, który jak cudowny by nie był - miał dotrzeć do wieczoru identyfikującego się z sunącymi po policzkach łzami. Do niedawna, bo teraz przekręcając się na drugi bok, wpadam na Niego. Oddycham z ulgą, kiedy okazuje się, że nie obudziłam Go. Nie chcę, żeby już wstawał. Obserwuję przez chwilę Jego wargi, garbaty nos, który tak uwielbiam, włosy, które sterczą gdzieniegdzie po spaniu, klatkę piersiową unoszącą się przy każdym oddechu. Zaczyna się uśmiechać, a ja przed chwilę myślę, że śni Mu się coś miłego, lecz wówczas mruczy półgłosem "czuję, że na mnie patrzysz", rozchyla powieki ukazując wzrok, który uwielbiam i nachylając się w moją stronę całuje mnie jakby z gwarancją, że ten dzień zakończy się równie pięknie jak się rozpoczyna.
|
|
 |
[2] Ostatnie lata wciągnęły mnie w wir obowiązków i tej chorej rutyny, a teraz pojawiłaś się Ty, mój promyk w całej szarej rzeczywistości. Boję się tego jak jest mi przy Tobie dobrze. To zdrowe? Można tak uwielbiać kogoś pocałunki? Dotyk? Ciało? A przede wszystkim słowa? Czuję, że się uzależniam. A za każdym razem, kiedy wstaję rano, znów pojawiam się w pracy, boję się, że to mnie pochłonie, a Ty przetrawisz to raz, drugi, trzeci, ale za kolejnym po prostu zrezygnujesz. Nie pojawisz się kolejnego wieczora. Znikniesz, a mój świat znów wygaśnie. Boję się cholernie, że stracę osobę, którą prawdopodobnie zaczynam kochać.
|
|
 |
[1] Nerwowo skubie brzeg kanapy rozłożony z głową na moich udach. Upijam kolejny łyk kawy, drugą ręką mierzwiąc Jego włosy i ponownie pytając, co się dzieje. Zapewnia setny już chyba raz o tym, że jest w porządku, a ja kolejno widzę Jego drżącą lekko wargę, boleśnie przygaszone oczy, napięte mięśnie, które jasno wskazują mi co innego. - Nie potrafisz kłamać, a nawet jeśli, to nie potrafisz okłamać mnie. Całe Twoje ciało, Twoja dusza są przeciwko Tobie. Gdzieś tli się tylko ta iskierka podświadomości, która nie chce podzielić się ze mną tym, co Cię gryzie po serduchu - kończę, a On zrywa się gwałtownie, wylewając trochę kawy z mojego kubka. - Panicznie się boję o Ciebie. Nie wiem jak mam Ci opisać to uczucie, ale pochłania mnie całego. Boję się o to, że ten świat może zrobić Ci krzywdę. Ludzie to hieny, boję się, że Twoje serce, choć jest cholernie silne, w końcu tego nie wytrzyma. Dzięki Tobie zauważyłem coś poza pracą.
|
|
 |
Daję Mu buziaka w policzek, a On przed "do zobaczenia" zawsze szepcze mi do ucha jeszcze krótkie "dziękuję". Za każdym razem na nowo dziwi mnie cudowny wydźwięk tego słowa w Jego ustach, będący melodią stanowiącą podkład do dalszego kroku. Mocno wtulam się w te szerokie ramiona - miejsce z którego codzienna rzeczywistość wyszarpuje mnie siłą. Nie chcę go zostawiać. Boję się, że ten cholerny los, czas, cokolwiek może zrobić coś przeciwko nam, a każdą sekundę chcę traktować jak ostatnią, maksymalnie chłonąc Jego obecność.
|
|
 |
Chcę kupować te upchane w mały kubeczek owoce i zjadać je na spółkę po kęsie z Tobą. Chcę prezentować Ci się w słynnych weneckich maskach i widzieć Twój uśmiech. Chcę obserwować ptaki unoszące się tuż nad laguną, czując wówczas Twoje palce przeplatające się z moimi. Chcę powiesić z Tobą kłódkę na moście zakochanych. Ciebie - tylko Ciebie brakuje mi pośród wąskich uliczek tego cudownego włoskiego miasta. I jeśli zapytasz mnie, czy mogłabym tam zostać na dłużej, kosztem powrotu tutaj, odpowiem, że nie, bo tu, właśnie tu, czekają na mnie ramiona, które w ostatnim czasie zaczęłam tak bezwarunkowo uwielbiać.
|
|
 |
Miałaś go za najcudowniejszego faceta pod słońcem.Mówiłaś,że Cię nie zawiedzie.I nie zrobi nic co by mogło zranić Twoje serce.Bo obchodził się z nim nad wyraz ostrożnie.Ale to nie wynikało z troski.On badał na jak wiele może sobie pozwolić nim ono rozsypie się na kawałki.Chciał Cię przygotować na to rozstanie.Z początku przestał mówić,że Cię kocha,zaniechał SMS-ów na Dobranoc i skracał czas Waszych spotkań.Aż w końcu wycofał się z Twojego życia.Szukał wymówki by później powiedzieć że od dłuższego czasu Wam się nie układało.Tylko zapomniał wspomnieć,że tak działo się z jego winy.Że to on zachowywał się jak prześladowca Twojego serca.Na sam koniec uraczył Cię tekstem,że jesteś absolutnie fantastyczna.Że nigdy nie chciał Cię zranić?Chciał?Nie chciał?Nieważne.Przecież liczy się to,że w końcu to zrobił.Że jego miłość była jeziorem zbyt płytkim by w nie wskoczyć na główkę.A Ty jak kaleka musiałaś poświęcić tyle czasu na powrót do zdrowia.Bo rehabilitacja serca była bardzo pracochłonna/hoyden
|
|
 |
Znasz to prawda? Ten ciągły stan euforii gdy tylko przy nim przebywasz,gdy kurczowo trzymasz go za rękę. Jesteś przy nim bardzo szczęśliwa. I wyszarpałabyś go ze szpon samego diabła gdyby tylko zaszła taka potrzeba.Udałabyś się za nim do piekła,przeszła przez wszystkie jego kręgi byleby tylko ocalić jego zbłąkaną duszę. Bo jest dla Ciebie wszystkim. Nie ma przeszkody której nie mogłabyś pokonać byleby tylko wciąż zatracać się w tej miłości. Kochasz go całym sercem. Aż czasem to boli. Gdy w szale powie Ci te wszystkie straszne rzeczy. Ale Wasze niesnaski idą zawsze w niepamięć. Przecież ostatecznie liczy się to,że się kochacie. A każdy związek czasem przechodzi przez burze/hoyden
|
|
 |
Muszę udawać,że wszystko jest w jak najlepszym porządku gdy wciąż popełnia te same błędy. Uśmiecham się pomimo łez które wzbierają w moich oczach. Pilnuję się by uśmiech był na tyle szeroki,że on nie zauważy pojedynczej łzy,która przez nieuwagę wypłynie i lekko zrosi mój policzek.Udaję,że moje serce,które jeszcze tak niedawno przypominało miękką zużytą gąbkę jest dziś dużo twardsze. Sama przed sobą gram. Bo przecież kolejny raz nie mogę upaść na samo dno. Dwa razy nie da trafić się do piekła. Wydostałam się z niego tylko dzięki ogromnej wierze w litościwego Boga. To on poobijaną,posiniaczoną,zranioną wziął w swoje objęcia i pomógł mi trafić do nieba. Nie mogę przecież zmarnować szansy,którą mi dał. Szansy na lepsze życie. Muszę starać się nie przejmować tym,że moje wrażliwe serce on rani raz po raz. Przecież nawet sam Bóg jest tego zdania,że czasami trzeba umieć być obojętnym by nie zgubić gdzieś swojej duszy. Pomiędzy tyloma szlochami i skurczami serca/hoyden
|
|
|
|