 |
łapałam łapczywie oddech próbując uspokoić emocje. patrzył na mnie tym przeszklonym od łez spojrzeniem, błagając o przebaczenie. kręciłam rytmicznie głową w geście zaprzeczenia. nie odpuszczał. złapał mnie za rękę, próbując chwilę później przytulić. odsunęłam się szybko. - przestań. - syknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. - spieprzyłem to wszystko do cna, wiem. proszę jedynie o nadzieję, a obiecuję, że odbuduję to co było między nami. - szepnął z trudem, zbliżając się do mnie. wybuchnęłam płaczem, co uniemożliwiło mi mówienie. korzystając z chwili, kiedy złożyłam moją broń, wziął mnie w ramiona, zamykając w stalowym uścisku. oparłam głowę na jego piersi, uderzając go pięścią w ramię kilka razy. - nie chcę Cię kochać. nie chcę. nie chcę... - monologowałam. zatopił dłoń w moich włosach, i odsunął moją twarz od swojego ciała, wymuszając spojrzenie na niego. - nie potrafię bez Ciebie żyć. - wyznał, całując mnie następnie w czoło. - nie potrafię. - powtórzył znacznie ciszej.
|
|
 |
Czas zapomnieć, że był. Zniszczyć w sobie wspomnienia, które wciąż jeszcze ranią. Wyrzucić z serca wszystkie słowa, wszystkie gesty i najpiękniejsze spojrzenia. Pozbyć się widocznych śladów jego obecności. Czas żyć życiem. Nie nim.
|
|
 |
mój przyśpieszony puls i zdezorientowanie tym razem nie są z Twojego powodu. zdziwiony?
|
|
 |
nie musisz mnie rozumieć. nie musisz nadawać na tych samych falach. nie musisz lubić tych samych sosów do pizzy, co ja. nie musisz uśmiechać się w sposób, jaki sobie wymarzyłam. ale akceptuj mnie. akceptuj i kochaj, mimo wszystko.
|
|
 |
- to oni są razem?! jak do tego doszło? - no... zdjęła stanik. majtki również. wskoczyła mu do łóżka. i są razem.
|
|
 |
w sumie to bez różnicy czy odszedłeś, czy nie. w obu przypadkach nie darzyłeś mnie uczuciem, jakiego oczekiwałam.
|
|
 |
mocno ściskałam w dłoniach poduszkę łkając znacznie ciszej, niż kilka minut temu. podniosłam wzrok i zobaczyłam wciąż niedomknięte drzwi. wyszedł. w odpowiedzi na mój pełen pretensji krzyk spakował wszystkie swoje rzeczy. zarzucił dwie granatowe torby na ramiona i przekroczył próg, nadal patrząc na mnie wzrokiem pełnym miłości. opuścił mnie - wcale nie dlatego, bo nie kochał. za bardzo Go raniłam. nie wróci. już nie usnę w Jego ramionach. już przenigdy.
|
|
 |
niczym zawodowy morderca zadźgał moje serce, napawając się każdym ciosem z osobna. kochał moje cierpienie.
|
|
 |
odpuściłam, bo dobrze wiem jak On cholernie Cię kocha. ale jeśli choć raz zobaczę łzy w Jego oczach, usłyszę jak Jego głos się łamie, lub zobaczę jak drżą Mu ręce - z Twojego powodu oczywiście, nie będę wciąż skrywać się w cieniu. już teraz mogę przyrzec Ci, że jeśli choć delikatnie draśniesz Jego serce w negatywnym aspekcie, poczujesz wagę mojej pięści na swojej twarzy, a gwarantuję, że wtedy przestanie być już taka piękna.
|
|
 |
już nawet nie pilnuję tak zawzięcie komórki przez całą noc, na wypadek gdyby zadzwonił. uczucia wybledły, serce zaczęło się minimalnie goić.
|
|
 |
ciekawe jak zachowywałbyś się będąc w mojej skórze. ciekawe jak postępowałbyś ze złamanym sercem. ciekawe czy żyłbyś tak jak do tej pory.
|
|
 |
ściągnęłam do góry włosy opaską, przemyłam twarz po czym nałożyłam na nią moją ulubioną, czekoladową maseczkę. wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. zbiegłam po schodach do wejścia, mając jedynie, że szybko spławię tą osobę. - kto tam? - zapytałam, czekając chwilę na odpowiedź. - ja. - dobiegł mnie odgłos Jego cudownego barytonu. - chyba Cię pojebało. miało Cię tu nie być, do cholery! - krzyknęłam zza drzwi, przekręcając klucz w zamku. wszedł do środka. - nie patrz! - oznajmiłam na wstępnym, odwracając się w stronę ściany. złapał mnie w talii i odwrócił ku sobie. - seksownie. co za gówno masz znów na twarzy? - zagadnął wścibskim tonem. prychnęłam cicho. - paskuda. - szepnęłam, składając czułego całusa na Jego policzku, za wszelką cenę starając się Go pobrudzić tym 'gównem' choć troszeczkę.
|
|
|
|