 |
Zastanów się nad tym, co mi kiedyś mówiłeś i nad tym, co teraz robisz.
|
|
 |
Biorę wdech, zwykły wdech czyni mnie szczęśliwym.
|
|
 |
rzygam miłością , przyjaźnią i wszystkimi innymi stosunkami między ludzkimi. szczerze wątpie czy jest już na tym świecie coś szczerego? takiego czystego na sto procent.
|
|
 |
poczucie swej wartosci, to nie wywyższanie
|
|
 |
Gdy zapada się grunt pod nogami
Charakter, będziesz polegać mógł tu tylko na nim
|
|
 |
Czego oczekujesz, czego chcesz i kim mam być
Nienawidzę ludzi, ich kłamstw, wymagań, obłudy, ich życia krzywd
|
|
 |
"Zanikają wartości ludzie toczą ciągły wyścig, konsumuj człowiek i pomnażaj swoje zyski , ja mówię ci nie wierz w to pieniądze nie są wszystkim."
|
|
 |
|
Może wtedy trzeba było ich posłuchać? Może nie powinniśmy się zdarzyć, a dzisiaj mniej byśmy cierpieli./esperer
|
|
 |
to miał być doskonały wieczór, tak jak kiedyś. i nie wiem, może miałam zbyt duże oczekiwania, albo po protu jestem przeraźliwie naiwna. wracając ciemnymi ulicami, modliłam się aby wreszcie odszedł. po raz pierwszy miałam go dosyć. tego wieczora miałam być najszczęśliwszą kobietą na świecie, a przepłakałam całą noc. tak o! bo jak inaczej miałam się czuć? pomylił mnie z nią. zaczął ją przy mnie wychwalać jak najwspanialszy cud. dobrze wiedząc jaki mam do niej stosunek. a przecież nie będę robiła durnych scen. wolę sama, schowana pod kołdrą, pomału umierać. bez świadków, bez pytań, bez durnego pocieszania. chociaż tym razem potrzebuję czyjeś obecności. potrzebuję kogoś, kto bez zbędnych pytań po prostu mnie przytulił. bo czuję się naprawdę źle. kurwa, jakie to śmieszne.
|
|
 |
pierwszy raz odważyłam się iść tam sama. dokładnie wymyłam każdy centymetr. pozbierałam liście. wyrównałam leżące wkoło kamyki. zmieniłam wodę w kwiatach, które następnie ułożyłam najlepiej jak umiałam. wyciągnęłam z torby mały, w Jego ulubionym czerwonym kolorze znicz. zapaliłam go, ustawiłam na zimnej płycie i prostując się, martwym wzrokiem spojrzałam na wyryte litery. dziesięć lat, tak dużo czasu, ale to wciąż boli tak samo, a przecież wyrzekali się, że kiedyś przestanie, że jakoś się z tym pogodzę. nie mieli racji. stoję dokładnie w tym samym miejscu co wtedy. mała dziewczynka, z bukietem białych róż w dłoniach, niepewnie spoglądająca w twarze płaczących ludzi. sama nie uroniłam ani jednej łzy, nie miałam po co. przecież On wyjechał, za chwilę wróci i znów będzie jak dawniej. ale dzisiaj nie potrafię opanować histerii. dzisiaj tęskni każdy milimetr mojego serca. więc już wróć Tato, zbyt długo Cię nie ma.
|
|
|
|