 |
już nie płaczę kiedy podnosisz głos. przestaje mi zależeć na czymkolwiek, poddałam się.
|
|
 |
dotyk twój i niczego już nie jestem pewna.
|
|
 |
garść psychotropowych tablet i łyk zimnego pilsa.
|
|
 |
ja nie umiem żyć z ludźmi, więc wywieram na nich presję.
|
|
 |
idziemy przed siebie do celu tą sama drogą, to cię zniszczy jak bieluń, lekarze nie pomogą.
|
|
 |
odejdź lub zostań, oto liryczna chłosta.
|
|
 |
- że ty. - że ja? - że ciebie. - że mnie? - że bardzo. - że jak? - że bezgranicznie.
|
|
 |
jest już może trochę lepiej, czegoś się nauczyłam, zrozumiałam, w miarę udało mi się poskładać moją duszę w całość, tak jak każdej wiosny. ale mimo wszystko dziwnie mi z myślą, że właśnie mija rok od najlepszego okresu w moim życiu, od wiosny, w której wszystko było przepełnione zapachem naszej miłości i szczęścia.
|
|
 |
znam Boga, lecz nie rozmawiam z nim długo, od kiedy zobaczyłam jak pozwala cierpieć ludziom.
|
|
 |
nie obiecuj mi wiecznej miłości, że będziesz zawsze przy mnie, że będziesz mnie kochał, że kochasz z dnia na dzień coraz bardziej, nie obiecuj. nie każdy zna się na twoich żartach.
|
|
 |
cały dzień bawiłeś się moimi emocjami, a wieczorem zapytałeś, dlaczego ci nie ufam.
|
|
 |
puścił moją rękę i wbił wzrok w podłogę. jego ciało owładnęła bezsilność. jest przytłoczony wszystkim co usłyszał dziś z moich ust.
|
|
|
|