 |
jak mam pomóc naprawiać życie swoim kolegom? jak wytłumaczyć? oni lubią melanż, dobrą fazę i śmiganie ale jednocześnie są przez to smutnymi ludźmi. budzą się i znowu łapią fazę żeby świat był piękniejszy. jak pokazać im sens życia na trzeźwo? jak wyciągnąć ich z tego gówna? może byłoby prościej gdybym sama dostrzegała te piękne strony życia. ale jak na razie widzę tylko smutek, wiecznie wlewany w siebie alkohol, biały proszek rozsypany na stole i pieniądze zdobywane szybko a jeszcze szybciej wydawane. chociaż ze mną lepiej to oni dalej są w tym samym miejscu.
|
|
 |
"Kochanie, źle wybrałaś typa..."
|
|
 |
nienawidzę Cię za to jak się zachowujesz, że nie wierzysz w siebie i mówisz "jest jak jest, będzie co będzie" i nie próbujesz nic zmienić mimo że jest Ci z tym bardzo źle. ale z drugiej strony nie potrafię Cię zostawić z tym samego. to już nie chodzi o to czy będziemy razem chociaż kochamy się i oboje wiemy to doskonale. teraz chodzi o Ciebie. bo ja potrafiłam wyjść na prostą, ale Ty Kochany kompletnie sobie nie radzisz i nie dopuszczasz do siebie nikogo.
|
|
 |
pamiętasz jak leżałeś najebany na wiacie? siedziałam obok Ciebie i zaczęłam mówić. "weź życie w swoje ręce! zrób coś ze sobą bo się kończysz! przecież nie chcesz tak żyć" zakrywałeś rękami twarz żeby zakryć łzy. wybełkotałeś że nie chcesz żyć. ja dalej mówiłam, wiem że to Cię bolało. kazałam Ci robić cokolwiek żeby tylko było odrobinę lepiej. z trudem podniosłeś się i zacząłeś robić pompki. słyszałam wyraźnie Twój oddech, widziałam z jakim trudem przychodzi Ci każde uniesienie. byłeś zawzięty, nie przestawałeś pomimo że pięści wpadały między drewnianą ławkę. w końcu opadłeś z sił i runąłeś na ławkę. powiedziałam tylko jedno "i widzisz potrafisz! możesz wszystko a ja w Ciebie wierzę." wziąłeś mnie za rękę dalej leżąc obok i wyszeptałeś krótkie "dziękuję" to było najlepsze co udało mi się osiągnąć przez te kilka zdań skierowanych do Ciebie.
|
|
 |
nie wiesz, że rany po szczęściu a nie te po smutku goją się dłużej, intensywniej i o wiele boleśniej. nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ciężko oddycha się z połówką serca. nie patrzysz na każdą z otaczających Cię twarzy, wyszukując prymitywnie tylko jednej. każde przytulenie, starasz się porównać do tego jednego, ale nawet to najbardziej przesączone sympatią nie jest w stanie mu dorównać. powtarzasz jak mantrę jedno imię z nadzieją, że w końcu ktoś na nie zareaguje. nie łudzisz się przesiąknięta naiwnością, że twój ktoś pojawi się obok, kiedy w nocy krzyczysz że boisz się spać sama, a pluszak nie jest wystarczającym towarzyszem. więc proszę, nie mów mi że wiesz jak się czuję.
|
|
 |
tylko on potrafił patrzeć na nią w sposób nieuchwytny, który przeszywał ją na wskroś. był projektantem jej snów i wynalazcą uśmiechu. fanatykiem jej kruchości. a kiedy jego serce przestało bić, własne również była zmuszona zatrzymać. przecież nie mogła pozostać niewielbiona. jej serce nie było w stanie bić bez narzucenia rytmu przez swojego partnera, zamieszkującego w jego klatce piersiowej.
|
|
 |
gdybym mogła zaczęłabym zabierać ze sobą koc. ale przecież nie raz, w środku zimy wtulałam się i bez niego w Twoje nagie ciało. teraz też podołam. wystarczy odsunięcie paru zniczy, zrobienie trochę miejsca. po paru chwilach moje ciało przyzwyczaja się do zimnego marmuru. wtulam się w niego i wcale nie jest tak ciężko. może jestem zahartowana. a może po prostu staram się być dzielną, wedle mojej obietnicy którą Ci złożyłam. tej ostatniej.
|
|
 |
zrozpaczona, końcem rękawa ocierała krew z jego twarzy, trzymając go na drżących kolanach. - już jadą, zaraz będą, patrz na mnie. - krzyczała chwiejącym głosem. - kocham Cię. - wyszpetał, zdaję się ostatkiem sił. - cicho, nic nie mów, oszczędzaj siły. - szeptała, przykładając usta do jego zakrwawionego do cna czoła. zabrany już do karetki, ona skrupulatnie trzymała go za rękę, przełykając łzy, próbując się uśmiechać, żeby nie okazywać mu swojej niemocy, która pożerała każdy z calów jej wnętrza. - musi Pan wstrzymać oddech na parenaście sekund, prosimy się nie odzywać. - powiedział rozdrażniony ratownik. nabrał powietrza i zaczął oddychać szybko, chociaż niezwykle płytko, sprzeciwiając się rozkazowi. - co Pan u diabła?! to samobójstwo! - kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. - zaczął krzyczeć wniebogłosy, nabierając co raz głębszych oddechów. - proszę natychmiast przestać! - zawsze będę. - powiedział, nieusilnie rozluźniając dłoń, którą zaciskał koniuszki jej palców. - straciliśmy go.
|
|
 |
nie zdajesz sobie sprawy, że brak drugiej osoby może doprowadzić Cię do takiego stanu, że jeszcze za życia zaczniesz sobie kopać grób.
|
|
 |
- a obiecujesz zrobić dla mnie wszystko? - doszczętnie wszystko. jeżeli będzie trzeba to i tęczę namaluję Ci ołówkiem.
|
|
|
|