 |
Utknęliśmy w pułapce idealnego świata, zagnieździliśmy się tu na moment, otwarci, wygadani, z delikatnymi uśmiechami i łącznie czterema iskierkami w oczach, bez ubrań, z mocno bijącymi sercami. Przytulasz mnie, ogrzewam się Twoim ciepłem, szepczemy coś o uczuciach nagle, a gdzieś w powietrzu zawisają słowa które wypowiadasz delikatnie "dlaczego tak nie może być ciągle?". Chcemy złapać się za rękę, nie mamy obaw, chcemy biec naprzód, wyprzedzić kolejne lata i żyć w naszej wspólnej wieczności.
|
|
 |
nie lubię takich rozmów, bo najnormalniej się ich boję. zachowuję się egoistycznie i jak skończona suka, ale przecież nie prosiłam o to. nie dałam żadnych konkretnych powodów, aby mógł narobić sobie takich nadziei, nawet go nie dotknęłam. a teraz muszę mu powiedzieć wprost, że z tego nic nie będzie, że znowu jest ktoś kto zajmie miejsce w moim sercu i nie będzie to on. i chociaż powiesz mi, że nie mam żadnych podstaw aby tak się czuć, mam cholerne wyrzuty sumienia. chciałam mieć z nim normalny, kumpelską relację, a zamiast tego będzie kolejnym, który odwróci się do mnie plecami i odchodząc, zaciśnie w zębach "suka".
|
|
 |
"Miała silną potrzebę bycia kochaną i podziwianą. Kochanków zmieniała jak rękawiczki. To było jej kolejne uzależnienie. Była trzykrotnie mężatką. W żadnym z tych małżeństw nie zaznała szczęścia."
|
|
 |
roztargniona i spóźniona wybiegam ze szkoły. wszystko mi wylatuje z rąk, kurtka, szal, torba, telefon chwytam w ostatniej chwili. nieumyślnie chwytając za ekran, słyszę jak ze słuchawek zaczynają dobiegać pierwsze dźwięki piosenki, naszej piosenki. tej którą podarowałeś mi pewnego samotnego wieczoru, abym za tobą nie tęskniła. ta, którą śpiewałeś mi leżąc na kocu ulubionej drużyny tuż przy brzegu Warty. ta, do której tańczyliśmy kiedy odprowadzałeś mnie do domu. ta, dla której podgłaśniałeś radio, gdy tylko zaczynała lecieć. ta, którą otulałeś mnie do snu, gdy widziałeś jak bardzo padnięta jestem po całym dniu. stoję nieruchomo. z całych sił zaciskam powieki byleby nie pozwolić aby łzy zmyły dokładnie nałożonej maski. wsłuchuję się w słowa, kiedy przede mną stajesz ty. z niechcenia rzucasz "cześć" i wbiegasz do szkoły, zostawiając mnie roztrzaskaną na milion kawałków. a to wszystko przez tę jedną piosenkę.
|
|
 |
siedzę szczelnie otulona kołdrą. kolejny z rzędu kubek gorącej herbaty parzy mi ręce. te dwie rzeczy, małe ale bardzo istotne, są moimi jedynymi źródłami ciepła. zimno przeszło przez całe moje ciało, docierając aż do serca. kłuje, wbija się coraz głębiej zamrażając wszystkie, nawet te najdrobniejsze emocje. martwym wzrokiem spoglądam na ekran telefonu, kolejna wiadomość od niego. odpisuję jak najbardziej wymijająco i odrzucam go coraz dalej od siebie. znowu znalazłam się z miejscu, z którego nie mam prawa wyjść bez szwanku, bez bólu, bez kolejnego złamanego serca. tak bardzo pragnę miłości, że czasami po prostu zapominam, jak bardzo delikatna jest.
|
|
 |
podejdź bliżej. czujesz? każdy skrawek mojej duszy potrzebuje odrobiny czułości, potrzebuje kogoś takiego jak ty. dotknij mojego serca i zmuś je aby na nowo zaczęło bić. delikatnym szeptem ucisz wszystkie lęki w mojej głowie. chwyć moje ręce, aby przestały się trząść. opuszkami palców wytrzyj z policzków łzy. wymasuj zbolały kręgosłup. wylecz wszystkie rany. połóż się obok i otulając moje ciało swoim, podaruj choć chwilę spokojnego snu. siłą zabierz mi z rąk kolejny kubek kawy. zniszcz wszystkie szlugi. w toalecie spłucz setki tabletek. daj mi iskierkę ciepła i bezpieczeństwa. jak niemowlę opatrz miłością i nigdy, przenigdy nie odchodź. bo wtedy zabierzesz ze sobą całe szczęście, które jest moją jedyną nadzieją na powrót do życia.
|
|
 |
|
Zbliżył mnie do gwiazd, a one spadły mi na głowę. Zaprowadził do raju, a potem z bezczelnym uśmiechem rzucił pierwszą zapałkę i przytrzymywał, żebym dobrze widziała jak wszystko co kochałam płonie na moich oczach./esperer
|
|
 |
nie powinnam się tak czuć. wszystkie myśli i pragnienia, które właśnie przedzierają się przez moje serce nigdy nie powinny mieć miejsca, nie wobec niego. ale nie potrafię nad tym panować. wyobraźnia stwarza miliony obrazów z nim w roli głównej. chciałabym aby teraz po mnie przyszedł i chociaż będę się opierać, wyciągnął mnie na długi spacer. ale on tak nie zrobi, nawet nie ma tego w planach i dobrze. nie mogę czegokolwiek poczuć wobec niego. nie mogę, a jednak tak bardzo tego pragnę.
|
|
 |
chwyta mnie za rękę i biegnie w stronę ściany ze zdjęciami. dokładnie opisuje mi każdego z rodzeństwa ze wszystkimi szczegółami, co po chwile pytając się czy pamiętam chociaż jego imię. za każdym razem mu przytakuję, ale on i tak wie, że już po trzecim zaczęłam się gubić. znowu chwyta moją dłoń i tym razem ciągnie w stronę kuchni. jak małe dzieci, kłócimy się kto z jakiego kubka będzie pił. przepychamy się obok czajnika, kto naleje wody. staję na palcach i całuję go najczulej jak potrafię. patrząc w jego oczy, uśmiecham się. jestem tak bardzo szczęśliwa, jestem w moim małym niebie, które on każdego dnia udoskonala. orientujemy się, że w drzwiach stoi jego ojciec. patrzy na nas i śmiejąc się kręci głową "oj dzieci, dzieci". ciągnie mnie na ogród, na którym leży koc pełen najróżniejszych ciastek. nalew mi najpyszniejszej kawy na świecie i nagle całe niebo zachodzi ciemnymi chmurami. zaczyna padać, ale to nie jest normalny deszcz, jest ciepły i słony. "otwórz oczy, mała, no już".
|
|
 |
jest w tym wszystkim coś, dzięki czemu wszystkie problemy na tę jedną chwilę odchodzą. jedna wiadomość, tylko tyle wystarczy abym szeroko się uśmiechnęła. przez ten czas, kiedy rozmawiamy, nie myślę o niczym innym poza nim. owszem, jest cudowny, ma niesamowite poczucie humoru, rozumie moje zboczone myśli, jest inteligentny, potrafi w ciągu sekundy przestać żartować i zachowywać się poważnie, ale to wszystko nie ma znaczenia. ja nie mogę, nie jestem gotowa aby kolejny raz wszystko poświęcić. wchodząc w to, mogę ich stracić, a przynajmniej znacznie zmienić naszą przyjaźń. zawiodę jej zaufanie. znowu będę tą najgorszą. znowu zachowam się jak suka. i to w imię tak bardzo niepewnej osoby. a jednak kusi, oj nawet nie wiesz jak bardzo.
|
|
 |
Twoje dłonie są gdzieś pomiędzy moimi łopatkami i odpinają mój stanik. Twoje dłonie ściągają mi następnie go przez ręce, a potem jednym ruchem przyciągają mnie na powierzchnię Twojego ciepłego ciała. Twoje dłonie ściągają moje legginsy, dolną część bielizny. One wywołują dreszcze na moim ciele przy każdym muśnięciu. Są tak pewne, precyzyjne i doskonale znające mapę mojego ciała. Dłonie idealnie komponujące się z moimi pozbawiają mnie teraz ubrań, ale to oczy - spojrzenie, które nie wędruje za nimi, a wciąż przeszywa moje, te dwie źrenice otoczone błękitem tęczówek - rozbierają mnie bardziej, łapią za bordową kurtynę i odsłaniają moje serce.
|
|
|
|