 |
liczę na cud wbrew temu co nam pisane,
rzuceni na skałę, pośród łez wywołujemy zamęt
|
|
 |
bezsenność, szklana pułapka, jak czysty instynkt,
z uśmiechem sadysty, kierunek wydrapują blizny
|
|
 |
szukam drugiego dna, może tam być wyjście
dla 21 gram
|
|
 |
emocje jak pierwiastki zła, nazbyt mgliste ja,
w schizofrenicznych snach - tak brak mi odwagi,
brak mi słów by pogardzić nami bez sensu,
zatem tonę we łzach jak krople deszczu
|
|
 |
zaiste strach to wszystko co mam dziś
|
|
 |
sam tracę siłę i nie winię nas, wydycham promile pod wiatr,
znowu przygryzam wargi, przemywam twarz wpatrzony w sufit nostalgii
bez gwiazd, jak w bezmiar porażki
|
|
 |
oczy otwarte szarpią obraz, sine dłonie łapią wydech
|
|
 |
ktoś powiedział mi, masz w oczach iskry, trik iluzjonisty, to twój ogień w nich błyszczy
|
|
 |
możesz nas nie lubić, lecz na bank czujesz respekt
|
|
 |
gdyby był, możliwy chociaż jeden krok do tyłu
|
|
 |
to wyżera mózg tak jak wóda szklankami
|
|
 |
nawet kiedy płaczę to te łzy zamarzają bo w środku jestem zimny, jak upadły anioł
|
|
|
|