 |
dawałem Ci ostatnie szanse, Ty je brałaś hurtem, skoro to wszystko tyle znaczyło, to czemu to było tak trudne?
|
|
 |
wiem, że idę do dobrego celu, ale poza tym moje życie to martwy punkt, w dojrzałych decyzjach zawsze jestem słaby
|
|
 |
ja wiem i Ty to wiesz, że będziemy na siebie czekać, to coś o przeznaczeniach, których się nie rozłączy..
|
|
 |
ten dzień to tylko chwila, klaśnięcie w dłonie żywot motyla. Zamknięcie powiek, jednosylabowy wyraz.
|
|
 |
garniemy się do siebie jak opętane bańki mydlane
|
|
 |
trzynaście dni ma tydzień, trzynaście miesięcy rok, trzynaście długich godzin od rana po noc, trzynaście smutnych spojrzeń na tuzin twoich wad.
|
|
 |
A na koniec lek, chemiczny jakiś środek, co zatamuje krwotok łez, uspokoi drżące dłonie, zlepi serce co to rozpadnie się na pół, kiedy stracisz to wszystko i wszystkich przyjaciół.
|
|
 |
Ty sie w nasze martwe, ślepe oczy schowaj i dalej przez ten durny żywot matko prowadź. Tylko nie ucz nas jak latać, bo nie sztuką jest latanie, sztuką miękko wylądować
|
|
 |
To dzięki tobie już się nie boje klimatycznych zmian i lokalnych podtopień, wiem że kiedy przemokniemy do cna oboje, w wino zmienię wode
|
|
 |
To dzięki tobie jeszcze jakoś trzymam sie w pionie, to dzięki tobie, lepszymi czynisz rzeczy złe i nie tonę
|
|
 |
Nie mogę wyżej stać, więcej widzieć
Nigdzie sam nie idziesz, jestem obok,
nawet, gdy zwiążą ci oczy będę z tobą
Czekasz na słodki strzał z podniesioną głową
|
|
 |
Czasami uchodzi gdzieś z nas cała boskość,
przecieka nam przez palce, cały jebany sens
|
|
|
|