 |
wątłe ręce i tabletki nasenne,
wizje ciemne, bo dzień nie zdążył nadejść,
przerwać fatamorganę i przekląć pamięć
|
|
 |
utworzy załamania,
te już nie do pokonania, i ile w zamian,
chyba wiesz, krzyk nie do wytrzymania
|
|
 |
dłonie ku sobie, czoło oparte na nich,
znasz dobrze tą pozę i tych chwil aksamit,
zanim linie granic zatrą się całkowicie
|
|
 |
nie pamiętasz twarzy, a pamiętasz uczucia
|
|
 |
nakręcani milionami przyzwyczajeń, teatr niemych lalek, paranoi taniec no i serca kołatanie, gdzie egoizm nawet nie jest wstanie nie pozwolić mi pomoc im zanieść na kraniec
|
|
 |
a więc zamilcz zanim oddechami oddalimy tu
się od detali
|
|
 |
zguby są ciszą, są niszą w trwogach ludzi
co studzi ideały, co miały przetrwać ten ucisk
|
|
 |
a gdy jest ciemno, tak jak tej nocy, przynosił ciepło i gorzki smak tęsknoty za tymi których dotyk, stał się tak nierzeczywisty,
że bezsilność spłynęła, łzami poprzez policzki.
to wiatr zgubnych myśli, pada deszcz nagłych zmian,
gasząc nas, nim wypalimy, nasz czas do dna
|
|
 |
czujemy dreszcze, gdy szkło spowija mróz,
od stóp do głów, aby puls uczuć czuć
|
|
 |
tu ból oddycha aksamitem.
jesteśmy tylko ciszą białym wierszem pełnym czarnych liter,
odbitym mitem, gdy lustro gubi geometrię,
|
|
 |
może proszę o zbyt wiele, ale czuje to co ty
|
|
 |
karmię wstyd, skoro świt,
marszczy brwi zanim wyznam ci,
proszę otrzyj łzy
|
|
|
|