 |
Jestem dzieckiem rapu, ojcem tych przesłań, znasz mnie, całego masz mnie w tych wersach. Non stop przed siebie, prosto z serca, od czasu pierwszego herca na taśmach. Pierwszy nagrań chciałem bity zajeżdżać, rap reprezentant, po grób od kołyski
|
|
 |
Ta kultura wystawia zęby, gdy gadam, bo mówię Ci prawdę zawsze, choć nie zawsze wypada
|
|
 |
Pieprzę bycie innym niż wszyscy na siłę
|
|
 |
Cały świat widzę w dźwiękach, gdy mówię stąd
chuj, że droga jest kręta, idę wciąż pod prąd
sam wiesz skąd, nie muszę krzyczeć
|
|
 |
Każdy z nas gaśnie z czasem tak jak iskra
|
|
 |
Przyszłość miała być szansą, a przyszła jaka przyszła, wszystko zdaje się być piękne, chyba, że widzisz to z bliska
|
|
 |
Miej chłopców w opiece, Najświętsza Boska Matko, tutaj, gdzie upaść łatwo, choć progi nie wysokie
|
|
 |
Wszystko runie nam na głowę tak jak domek z kart wciąż chcemy zmienić coś, choć ponoć nie ma na to szans. Życie tak się układa jak pozwala mu fart, tyle ile masz, tyle jesteś wart
|
|
 |
Bez wiary w przyszłość, bo nic nam nie wyszło po naszemu. Lepiej zamilknąć, przestań krzyczeć, nic nie mów
|
|
 |
Trzeba się naćpać, najebać i wrócić do domu. A po kryjomu każdy zaciska pięści, bo gdyby tylko Bóg istniał pewnie przyszłoby się na nim zemścić komuś
|
|
 |
I skoro już tak to lepiej idź po następną butelkę. Będę chlać, aż wszystko jebnie i niech już jebnie, to jest mi nie potrzebne skończę sam będzie pięknie
|
|
 |
ebnij za zasady te twarde jak skała, drugiego polej za całą resztę przekłamań
|
|
|
|