 |
albo w lewo albo w prawo, koleżanko.
|
|
 |
dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.
|
|
 |
pamiętam, to się zaczynało tak niewinnie, tak dziecinnie, nieśmiale.
|
|
 |
powiedziałeś, że nie wierzysz w uczucia, później zawiązałeś mi szalik, żebym się nie przeziębiła.
|
|
 |
zostawiłam to, ot tak.zwyczajnie - jak się zostawia płaszcz lub kapelusz w szatni.
|
|
 |
jestem oazą spokoju. pierdolonym zajebiście wyluzowanym kwiatem na tafli kurwa jeziora.
|
|
 |
pozostało nam się wpatrywać w dym i zastanawiać się nad tym co spieprzyliśmy, tym razem.
|
|
 |
wypijmy za to życie, które potrafi pieprzyć się, jak najlepsza dziwka.
|
|
 |
przyjdź, wróć, poproś o pomoc - przyjmę Cię bez żadnego " ale " wiesz, że we mnie masz przyjaciela i ten pieprzony kredyt zaufania bez limitu, który kiedyś mnie zgubi.
|
|
 |
nigdy nie zastanawiałam się jak umrę, ale umrzeć za kogoś kogo się kocha,wydaję się dobrym rozwiązaniem
|
|
 |
I tak jak teraz nie ma to znaczenia, że zasypiamy byle gdzie, oddychamy tym co jest na "te" I od niechcenia mamy te marzenia, gdzie trochę jaśniej robi się i trochę cieplej.
|
|
|
|